X

A pies to srał – koan

– I jak tam, masz dziś jakąś radę, zasadę albo złotą myśl? – Spytał od drzwi Broma Triste, w tonie nieco sarkastycznym.

– Nie, dziś nie, dziś mam radę dla siebie, żeby się porządnie wyspać. – Stwierdził B’Ozon Niepogodny.

– A gdybym był twoim klientem a nie gościem, to co byś mi dzisiaj poradził? – Broma nie ustępował.

– To zależy z czym byś przyszedł, ale najpierw i tak pobrałbym od ciebie opłatę. – Odpowiedział B’Ozon.

– Ile wynosi stawka? – Najwyraźniej Broma Triste rzecz potraktował poważnie i najpewniej miał jakiś problem do rozkminienia.

– Pięć. – Odpowiedział równie rzeczowo B’Ozon.

– Proszę, jest pięć. – Broma Triste położył należność na stole.

– W takim razie w czym rzecz? – Spytał czarodziej.

– Myślałem, że się nie starzeję. Minęły te wszystkie dwudziestki, trzydziestki, czterdziestki. I nagle jestem gościem czterdzieści plus. Co prawda jestem w dobrej formie. Żyję pełnią sił, oddycham pełną piersią, ale kiedy słyszę o chorych, czytam o umarlakach, dowiaduję się o schorowanych ludziach z mojego rocznika, wtedy robi się niewesoło. Ponadto wiem, doskonale zdaję sobie sprawę, że wszystko jest w mojej głowie, ale najwidoczniej to właśnie jest w mojej głowie. Starość. Niedołężność. Obawa przed chorobą. Obawa przed okropnym obliczem starzenia się.

Broma Triste zrobił pauzę najwyraźniej poruszony tym co powiedział. Miał zamiar jeszcze co dodać, ale przerwał mu B’Ozon. Przerwał mu śmiechem, potem rechotem, na końcu wyciem z poklepywaniem się po kolanach i zanoszeniem od śmiechu ze łzami w oczach. Dopiero po długiej chwili uspokoił się i rzekł ocierając łzy:

– Żebyś widział swoją minę jak to mówiłeś – znów śmiech – zrobiłeś tak. – ­Czarodziej wydął policzki i lekko wywinął wargę, po chwili oblizał się i posmutniał jak małe dziecko i znów wpadł w rechot. Dopiero po długiej chwili uspokoił się, lecz widząc, że Broma Triste jest bliski wybuchu z powodu żalu, może bliski płaczu, być może złości – zdjął ze ściany spore lustro, przystawił do twarzy Broma Tristego a potem sam spojrzał w szklaną taflę jak poprzednio naśladując minę Broma. Tym razem obaj parsknęli śmiechem.

 – No cóż, moja rada a w zasadzie zasadna zasada brzmi tak – odezwał się B’Ozon odwiesiwszy ciężkie lustro z pomocą Broma: – W każdej sprawie, dosłownie w każdej, zanim cokolwiek zaczniesz kombinować znajdź jej komiczną stronę, powód do śmiechu, błazeństwo a nawet powód do drwiny, do rechotu, ironii, cynizmu, sarkazmu. Śmiej się. Obszczaj śmiechem daną sprawę jakby pies obszczał krawężnik albo pień drzewa. Naznacz ją śmiechem, napiętnuj ironią i wtedy spójrz na swój problem jeszcze raz. Powiedz jak moja ciocia, nieboszczka Rozalia: a pies to srał. Gwarantuję, że będziesz widział problem całkiem inaczej. Może nawet zrobi się zupełnie malutki. I jeszcze jedno. Jeśli sam przed sobą nie możesz czegoś obśmiać, no wtedy, wtedy to dopiero masz problem. – B’Ozon znów zaczął rechotać ocierając łzy.

Maciej Bennewicz: Założyciel i pomysłodawca Instytutu Kognitywistyki. Twórca podejścia kognitywnego m.in w mentoringu, tutoringu, coachingu oraz Psychologii Doświadczeń Subiektywnych. Artysta, pisarz, socjolog, wykładowca, terapeuta, superwizor.
Podobne wpisy