X

Naród zastygł w trwodze – koan

Satrapa zamilkł. Naród zastygł w trwodze. Znieruchomiał w wyczekiwaniu. Jak większość despotów Najwyższy Namiestnik mieszkał w pałacu. Ten był akurat ponury i dość zaniedbany, podobnie jak satrapa uchodzący za człowieka gnuśnego, mizantropa, który stroni od ludzi, owacji, przyjęć i hucznych imprez. Ubierał się skromnie, żadne tam mundury, lampasy, ordery. Żadnych zdobnych czapek. Żadnej korony. Zero futer lub długich płaszczy podszytych purpurą. Ot znoszony, szarobury garnitur, nieco za duży, sprawiający wrażenie trochę wymiętego, ze śladami tłuszczu i białym śniegiem łupieżu, które dla bacznych oczu narodu nie umknęły uwadze.

To się ludowi nawet podobało. Symbol skromności wodza. Pewnego rodzaju nonszalancja w odmawianiu sobie należnych symboli splendoru i władzy. Co innego jego świta, ministrowie, dygnitarze ci owszem, potrafili zaszaleć.

Jednakże do tej pory dyktator pojawiał się, a jakże, oznajmiał, pouczał, dawał instrukcje a to generałom swojej armii, to znów naukowcom od wirusów, konstruktorom maszyn, nauczycielom i dentystom, pracownikom pralni chemicznych i rolnikom, dzieciom i emerytom. Wizytował budowy dróg i mostów oraz porodówki i przedszkola. Wykonywał pracę despoty jak należy. Miał cztery rodzaje policji, osiem rodzajów służb mundurowych z prawem do użycia broni, wszczynania śledztw i dokonywania, jakże pożytecznych i słusznych, aresztowań. Lecz teraz zamilkł.

Gazety, rzecz jasna w pełni kontrolowane przez urzędników tyrana, co prawda powściągliwie, lecz jednak informowały o zbliżające się komecie, która może (ale nie musi) majtnąć ogonem w sam środek cudownego państwa, którym rządził dyktator. Zbliżała się. Nieuchronnie nadlatywała a on, sam jedynowładca, wyrocznia i nemezis, ludowy bard i ludzki pan, on milczał.

Na nic się zdały nieliczne głosy, że według astronomów, fizyków i matematyków kometa jednak majtnie i to w sam środek stołecznego pałacu a zasięg majtnięcia wypali dziurę, mniej więcej, wielkości całej cudownej krainy, którą rządził tyran. On milczał. Na nic się zdały pojedyncze głosy, które podsumować można było jednym stwierdzeniem: uciekajcie jak najdalej! Lub prostym: kto żyw niech spier*la. On milczał a wszczynających niepokoje, rzecz jasna aresztowano.

Dosłownie na kilka godzina przed majtnięciem ktoś puścił plotkę, że większość ministrów uciekła a ostatni okręt z urzędnikami niższej rangi właśnie odpłynął. Rzecz działa się w czasach, gdy okręt był najpewniejszym środkiem transportu i w dodatku najszybszym. On milczał. Ludzie wciąż oczekiwali w niepokoju na głos despoty, na jedynie słuszną wskazówkę.

Znieruchomieli, zastygli…i dobrze, bo gdy ogon komety oblizał ogniem cudowną krainę…przynajmniej nikt się nie ruszał, nie wiercił, nie wszczynał zamieszania.

Dlatego dziś archeologowie badający cudowną krainę mają znakomite pole do popisu, świetnie zachowane ruiny a co najważniejsze wtopione w ściany i podłogi cienie mieszkańców, którzy wyparowali w chwili majtnięcia. Znakomity materiał badawczy. Statyczne postaci mieszkańców cudownej krainy utrwalone jak na zdjęciach rentgenowskich. Archeolodzy dotarli nawet do pałacu satrapy i co ciekawe, nigdzie nie znaleziono najmniejszych śladów jego obecności. Czyżby uciekł? Czyżby był postacią legendarną? A może mityczną?

Maciej Bennewicz: Założyciel i pomysłodawca Instytutu Kognitywistyki. Twórca podejścia kognitywnego m.in w mentoringu, tutoringu, coachingu oraz Psychologii Doświadczeń Subiektywnych. Artysta, pisarz, socjolog, wykładowca, terapeuta, superwizor.
Podobne wpisy