X

Upadek dyktatora – koan

Nikt nie mógł uwierzyć, że tyran, samowładca, satrapa miłościwie panujący był idiotą. Co tam uwierzyć – nikomu przez myśl nie przeszłoby, że mając wsparcie i poparcie, aplauz i nawet uwielbienie jest w istocie gnuśnym, małostkowym narcyzem o umysłowości nastolatka, który tyle jest ospały, co zawistny, tyle depresyjny co rubaszny i wesołkowaty. Nikt nawet przez chwilę nie pomyślał, że żaden z niego strateg, żaden charyzmatyczny lider, żaden mąż stanu. Tyle w nim było wodzostwa, co we wiejskim burku odwagi, tyle przywództwa co u furmana zdolności do zarządzania zespołem. Lider z niego był taki jak z kominiarza alpinista, a szachista i strateg jak ze ślimaka sprinter. Tyle w jego pomysłach było finezji i pomysłowości co u gracza w kółko i krzyżyk.

Jednak nieliczna, licha, słabiutka opozycja bała się satrapy, gdyż legenda kroczyła przed nim. Wierni byli mu wierni jak to wierni, gdyż szybko uzależnili się od władzy, która przecież dzieli i rządzi, rozdaje i mianuje, degraduje i pozbawia, aresztuje i ośmiesza. Ci mądrzy i wykształceni nie mogli natomiast przyznać, że rządzi nimi małostkowy idiota. Dlatego wymyślali najróżniejsze argumenty i racjonalizacje, żeby samych siebie przekonać, że satrapa jest przenikliwym mędrcem i nawet kiedy popełnia ewidentne błędy, to przecież nie myli się, lecz umiejętnie szachuje przeciwnika, wpędza w pułapkę zastawioną przezornie i chytrze dziesięć ruchów naprzód. Tylko komuś naprawdę wielkiemu musieli ulec. Tylko wobec prawdziwego autorytetu godzili się na ośmieszenie i poniżenie. Iluzje nakładały się na kłamstwa i zmyślenia a zwykły oportunizm nazywano rozsądkiem i pragmatyką.

Nie mogli też o miernocie dyktatora myśleć ani tym bardziej mówić jego liczni zwolennicy, bo przecież jeśli on, jedynowładca był kretynem, w dodatku jak twierdzili jego przeciwnicy – zawistnym gburem, to kimże byliby oni?

Gdy w kraju wybuchły kolejne protesty sytuacja zmieniła się diametralnie. Dotąd dyktator po prostu je przeczekiwał, ignorował i jednocześnie ośmieszał, dzięki tysiącom fałszywych informacji. Jednak, gdy pojawiła się zaraza, bezrobocie i w końcu głód – dawna, sprawdzona strategia nie wystarczyła.

Kiedy w końcu, po wielu dniach protestów, w przewrocie pałacowym generał Ur Agum obalił satrapę Szki Kaszilasza za pomocą zbuntowanych gwardzistów i zdeterminowanych tłumów pod oknami pałacu – powstał dylemat, odwieczny dylemat wszelkich rebeliantów. Uświęcić satrapę czy potępić? Jeśli uświęcić to natychmiast trzeba zabić – podpowiadali mędrcy różnego autoramentu, którzy teraz pojawili się jak grzyby po deszczu u boku generała. Jeśli potępić, to trzeba publicznie przed ludem osądzić. Proces pokazówka przed całym krajem pozwoli obalić mit wielkiego wodza, ale wtedy jego zwolennicy poczują się oszukani a nawet zdradzeni, zwłaszcza przez siebie samych. Wyjdą przecież na idiotów, którzy popierali idiotę.

– No cóż, w takim razie trzeba Szki Kaszilasza zabić. Stwierdził generała Ur Agum. – Tylko trup daje nam wszelkie możliwości: uświęcić, potępić, zapomnieć. Każda opcja wtedy jest możliwa. Wykorzystamy tę, która będzie nam najbardziej na rękę. Decyzja zapadła. Wybrać ochotnika. Niech wykona ten zaszczytny wyrok z mego rozkazu. – Zdecydował generał.

– Melduję, że nie ma takiej potrzeby, generale Ur Agum. – Odezwał się adiutant. – Jeden ze strażników prowadząc Kisz Kaszilasza do lochu, pchnął go w kierunku schodów. Ten upadł i uderzył się w głowę. I wtedy stało się coś bardzo dziwnego, generale. Głowa tyrana pękła jak dynia. Była w środku zupełnie pusta a z reszty, to znaczy z ciała obleczonego w galowy ubiór, wyspały się pakuły. Dyktator był kukłą, generale.

Maciej Bennewicz: Założyciel i pomysłodawca Instytutu Kognitywistyki. Twórca podejścia kognitywnego m.in w mentoringu, tutoringu, coachingu oraz Psychologii Doświadczeń Subiektywnych. Artysta, pisarz, socjolog, wykładowca, terapeuta, superwizor.
Podobne wpisy