X

Uśmiech losu – koan

Kiedy w mieście Ra-la-la nikt już nie wierzył w szczęśliwy los, który miał się uśmiechnąć wraz z odsieczą generała Denisa zwanego Mamutem, stał się cud. Czy los się uśmiecha, zastanawiano się po przemówienia mera miasta? Przemawiał ponad dwie godziny, trzynastokrotnie powtarzając (a według niektórych nawet piętnastokrotnie), że los się w końcu uśmiechnie do oblężonego miasta. Tezę swą poparł stwierdzeniem, że nawet, jeśli los się nie uśmiechnie do miasta, to przecież może uśmiechnąć się do poszczególnych obywateli. Nawet, jeśli ów uśmiech nie będzie zbyt szeroki i nazbyt długotrwały, to jednak niemal pewnym jest, że w końcu nastąpi. Tymczasem zabrakło chleba.

Odezwały się głosy kleru, że przemówienie miało charakter heretycki, gdyż tylko Wielki Bóg You You może się do człowieka uśmiechać a już tym bardziej do miasta, nawet jeśli jest to uśmiech przez łzy, zarówno po stronie Boga, jak i odśmiechujących z wdzięczności mieszczan.

Ktoś w nocy zatruł studnie.

Z magistratu natychmiast wyszło sprostowanie, że słowa mera zostały wyjęte z kontekstu i rzecz jasna samo przez się jest zrozumiałe, oczywiste i niepodważalne, że tylko i wyłącznie Bóg You You może się uśmiechać, w dodatku wyłącznie poprzez swych kapłanów, którzy nawet, jeśli są zazwyczaj ponurzy, i nawet jeśli posądza się ich niesprawiedliwie i kłamliwe o układanie się z wrogiem, zatrucie studni i ukrywanie mąki, śmieją się przecież w imieniu Wielkiego Boga You You do rozpuku, tym samym uśmiechając się do ludzi.

Tymczasem w biedniejszych dzielnicach pojawiły się akty kanibalizmu. Obwiniono za nie dowódcę obrony generał Alfreda, którego pozbawiono funkcji i osadzono w areszcie domowym. Biedniejsze dzielnice odizolowano burząc mosty na rzece Ra-fa-fa.

Jednakże w czwartym tygodniu oblężenia zaczęto wątpić w los. Nowym dowódcą obrony miasta został mianowany najpopularniejszy iluzjonista znany z targów, na których co środa występował, najpierw żonglując pomarańczami a potem wyjmując zza staników mieszczek jajka i pomidory. Niektóre damy uwielbiały frywolne obmacywanki, na które niby mimochodem pozwalał sobie iluzjonista, to wyławiając, to chowając w dekoltach wspomniane jajka.

Tymczasem biedota zaczęła karygodnie atakować bogatsze dzielnice, a zwłaszcza składy z żywnością, przeprawiając się wpław przez wartką rzekę. Swoją drogą, woda w rzece od dawna nie nadawała się do picia z powodu fabryki usytuowanej w obrębie miasta, która produkowała, niezbędny w bogatszych dzielnicach, balsam do ciała. Zapotrzebowanie na balsam, w tych ciężkich dniach oblężenia, co zrozumiałe, pięciokrotnie wzrosło. Woda z rzeki oczywiście była niezdatna do picia tylko w bogatszych dzielnicach. Biedota z powodu zatrucia studni, korzystała z rzeki w celach spożywczych oraz higienicznych wykazując wyjątkową odporność na toksyczne odpady.

Popularność wyniosła iluzjonistę na szczyty władzy. Zabieg okazał się trafny, tym bardziej, że w magistracie nikt nie miał pojęcia ani o zarządzaniu kryzysem ani tym bardziej o obronie miasta. Sprawa z odsieczą generała Mamuta była, rzecz jasna, plotką. Nikt nawet nie wysłał kulawego gołębia pocztowego z wieścią do generała. Ponadto nie wiedziano, gdzie przebywa, czy w ogóle ma pod rozkazami armię oraz, czy zechciałby ruszyć z odsieczą do nieznanego mu, w zasadzie, miasta?

Tymczasem na ulicach panował zamęt. Grabieże i gwałty w biały dzień.

Murów miasta strzegły dzieci z powołanego ad hoc Związku Bohaterów i Obrońców Krwi, Godności, Honoru oraz Dumy Naszego Miasta w skrócie ZBOK, które bardziej z nudów, niż z powodu przemyślanej strategii, od czasu do czasu, odpalały w stronę oblegających rakietę ziemia – ziemia typu Gniew Boga trzeciej generacji, co skutecznie powstrzymywało najeźdźców od bardziej śmiałych ataków na mury i blanki. Rakiety rodzimej produkcji, duma armii, miały to do siebie, że nie sposób było przewidzieć kiedy wybuchnął i czy wybuchną? Wybuchały zatem gdzie popadnie i kiedy popadnie, co wywoływało zrozumiały popłoch wśród atakowanych i atakujących.  

Być może z powyższych powodów pierwszy rozkaz dowódcy obrony miasta dotyczył zakazu wylewania nieczystości, w tym nocników na ulicę, wprost do rynsztoków. Dumny dowódca również wystąpi z ponad trzygodzinnym przemówieniem a w zasadzie iluzjonistycznym pokazem, w trakcie którego nie zawiódł swych fanek, szczodrze je obmacując.

Obawiano się zarazy, która z resztą od dawna szalała, rzecz jasna obejmując zwłaszcza biedniejsze dzielnice. Jednakże w bogatszych rewirach miasta bunt wybuchł już w pierwszej dobie zakazu. Dlatego wprowadzono nowe rozporządzenie dowódcy: nieczystości należało wylewać za mury miasta, na oblegającą miasto Ra-la-la, armię. Niestety nowe rozporządzenie wprowadziło dodatkowe zamieszanie na murach, na które teraz pchały się setki mieszkańców z kubłami gówien bezskutecznie usiłujących trafić ich zawartością w atakującą armię, której najbliższa flanka znajdowała się czterysta metrów od murów miasta.

I wtedy stał się cud. Jakiś służący targając dwa wielkie kubły na sam szczyt murów, potknął się i nie chcąc się zanieczyścić ich zawartością, upuścił śmierdzące kadzie. To wprawiło w popłoch kilu młodych, dzielnych obrońców ze ZBOKu, również obawiających się zanieczyszczenia. W zamieszaniu odpalili siedem rakiet Gniew Boga trzeciej generacji, które trafiły w zbrojownię z kolejnymi dwunastoma rakietami, które z kolei niemal doszczętnie zburzyły mur wraz z kilkoma zamożnymi dzielnicami miasta.

Wieść niosła, zdaniem duchownych fałszywa i zdradziecka, że po wybuchu to przedstawiciele biedoty dogadali się z najeźdźcami, którzy bez jednego wystrzału zajęli miasto i zaprowadzili w nim porządek. Wpływy kleru znacznie ograniczono.

Maciej Bennewicz: Założyciel i pomysłodawca Instytutu Kognitywistyki. Twórca podejścia kognitywnego m.in w mentoringu, tutoringu, coachingu oraz Psychologii Doświadczeń Subiektywnych. Artysta, pisarz, socjolog, wykładowca, terapeuta, superwizor.
Podobne wpisy