X

Wyjście awaryjne – koan

Uświadomiłem sobie, w zasadzie nagle i niespodziewanie, że nigdy nie miałem żadnego planu B, żadnego wyjścia awaryjnego, żadnego bezpiecznika, rezerwy.

W moim dzieciństwie dorośli odkładali na czarną godzinę, oszczędzali na lepsze jutro, odkładali na telewizor, utrzymywali znajomości, które mogą się przydać na przyszłość.

Barter. Niemal wszystko można było uzyskać w barterze. Ty mi załatwisz siatkę ogrodzeniową a ja tobie spodnie dla dziecka. Ty postarasz się o przychylne rozpatrzenie mojego podania a ja załatwię ci miód z prawdziwej pasieki. Praca dla córki a w zamian traktor; dwie kostki masła a w zamian śruby fi osiem; papierosy za olej; boczek za papier toaletowy; benzyna za cukier. Wszystko się za ła twia ło.

Spiżarnia mojej mamy zawsze była pełna zapasów cukru, jakichś weków, woreczków mąki, płatków owsianych, słoików dżemu, puszek z paprykarzem szczecińskim. A swoją drogą co to za pomysł, co to za receptura: paprykarz i w dodatku szczeciński? Paćka o smaku ryby i pasty pomidorowej, chyba z ryżem. Paprykarz – ostateczna rezerwa, codzienne danie w końcu miesiąca, w oczekiwaniu na pensję ojca.

Nigdy, nigdy nie miałem żadnego planu B, żadnego wyjścia awaryjnego, żadnego bezpiecznika, rezerwy. Mój ojciec, kiedy jeszcze żył, uważał, że wszystko co kiedykolwiek osiągnąłem – roztrwoniłem i był pewien, że niczego nigdy nie osiągnę, gdyż w jego świecie osiągało się oszczędzając, odkładając, co tam odkładając – ciułając. Odmawiając sobie, odejmując od ust, wyrzekając się przyjemności. I tak, koniec końców, czarna godzina była najważniejsza, rezerwa na gorsze czasy, pieniądze w skarpecie, pod materacem lub w bieliźniarce pomiędzy pachnącymi mydełkami na specjalne okazje.

Dla ojca ale również dla mego rodzeństwa i nawet dalszych krewnych – byłem kimś w rodzaju szaleńca, co tam szaleńca: utracjusza, nieodpowiedzialnego sybaryty, rozrzutnika. Najgorsze co im się mogło przytrafić w rodzinie to: syn, brat, kuzyn, wujek i pociotek – marnotrawca. Nie, nie jakiś bawidamek, hulaka ale właśnie gość, który nie ma wyjścia awaryjnego.

I wiesz co, też dopiero niedawno zrozumiałem, że wyjście awaryjne wcale nie jest rozsądnym planem B. Wyjście awaryjne zaprasza awarie. Po prostu je ściąga. Aktywuje porażki, wywołuje wilka z lasu. Oni wszyscy: ojciec, matka, siostry i bracia, kuzynostwo bliższe i dalsze, w zasadzie cała rodzina zawsze miała te swoje wyjścia awaryjne i zawsze przychodziła do nich czarna godzina. Czarna godzina to przecież śmierć, porażka, utrata, rozpacz. I nigdy ich nie opuszczała.

Ale ja, widzisz, nie boję się śmierci, może w tym jest zawarta moja tajemnica i zarazem siła. Dlaczego, pytasz? Dlatego, że parę razy w życiu już ją spotkałem. Jest w porządku. Można się z nią dogadać, to w gruncie rzeczy całkiem sympatyczna istota, ta Śmierć. W zasadzie, mogę nawet powiedzieć, że się przyjaźnimy.

Maciej Bennewicz: Założyciel i pomysłodawca Instytutu Kognitywistyki. Twórca podejścia kognitywnego m.in w mentoringu, tutoringu, coachingu oraz Psychologii Doświadczeń Subiektywnych. Artysta, pisarz, socjolog, wykładowca, terapeuta, superwizor.
Podobne wpisy