X

Kraina Siódmego Zmysłu – koan. Prezent dla Romy od Agnieszki z okazji urodzin

Ogóreczek, tak miał na imię chłopczyk a w zasadzie elf, oprowadzał po swoim świecie Barcelonę, nową koleżankę, która dopiero co sprowadziła się w tę okolicę wraz z całą rodziną.

W krainie Siódmego Zmysłu, taki był zwyczaj. Dzieciom nadawano zdrobniałe imiona od nazw warzyw, owoców, drzew, roślin i kwiatów, a kiedy dorastały mała Marchewka stawała się panią Marchwią, mały Szczypiorek panem Szczypiorem a Klonik panem Klonem specjalistą od produkcji syropu klonowego. Pyszności.

Inaczej w krainie, z której pochodziła mała Barcelona. Tam nadawano imiona od nazw miast i miejscowości. Dlatego spotykano dziewczynki o pięknych imionach Gdynia, Roma, Małkinia, Filadelfia, Tokio, Moskwa, Lima, Ottawa a chłopców o imionach takich jak: Londyn, Sosnowiec, Sopot, Bangkok, Orlean, Kapsztad albo Przasnysz.

– Dlaczego wasza kraina nazywa się krainą Siódmego Zmysłu, przecież zmysłów jest tylko pięć? – Zdziwiła się Barcelona i wymieniła wszystkie, które poznała. – Wzrok, słuch, smak, zapach i dotyk. Mam oczy, żeby widzieć; uszy, żeby słyszeć; nos, żeby wąchać i palce, żeby dotykać. – Barcelona klasnęła w dłonie uradowana.

– Och, zmysłów jest znacznie więcej, ale dla nas elfów najważniejszy jest siódmy, dlatego nasi prapradziadowie nazwali nasz świat krainą Siódmego Zmysłu.

– Znacznie więcej? – Zdziwiła się Barcelona.

– Chodź, pokażę ci. – Zaproponował Ogóreczek.

Sprawnie wdrapał się na długą łodygę słonecznika i podał rękę dziewczynce. Mógł co prawda podlecieć do góry, miał przecież skrzydła jak wszystkie elfy, ale Barcelona ich nie miała, tylko ręce i nogi jak wszyscy w krainie, z której pochodziła. Słoneczniki w jej świecie były nie większe niż człowiek, maki całkiem malutkie a trawa sięgała jej do kostek. Tutaj jednak, w krainie Siódmego Zmysłu ludzie, elfy, krasnale a nawet zwierzęta – wszystkie te istoty były malutkie a rośliny ogromniaste. Dlatego Ogóreczek pomógł Barcelonie wdrapać się na sam szczyt słonecznika po grubej, włochatej łodydze, na wielki talerz pełen dojrzałych nasion słonecznikowych.

Całe szczęście, że Barcelona miała na sobie grube leginsy, gdyż włochata łodyga słonecznika trochę łaskotała a chwilami nawet drapała w nogi. Ogóreczek jednak to podsadzał koleżankę, to podfruwał podając rękę i w końcu oboje usiedli na dojrzałym słoneczniku pełnym brązowo-szarych nasion, otoczonym wieńcem żółtych płatków. Wydłubał jedno nasiono słonecznika, które przy ich posturze było wielkości sporej bułki. Nożykiem przytroczonym do pasa sprawnie rozpołowił nasiono i podał miąższ Barcelonie.

– Uważnie pogryź – zaproponował. – Jest pyszne a to, co poczujesz, to naturalność, kolejny zmysł. Jedzenie rozgotowane, zmielone, posiekane i zmieszane ma inny smak – dodał. – Kiedy dotykasz albo zjadasz coś naturalnego używasz zmysłu naturalności, czyli prawdziwego odczuwania.

Dotknął rozpołowionej łuski słonecznikowego ziarna i rzekł:

– A to jest poczucie kształtu. Robimy z takich łusek łódeczki dla zabawy, ale również jednorazowe talerze. – Zaśmiał się. – Tu są ukryte dwa kolejne zmysły.

– Aż dwa? – Barcelona zdziwiła się.

– Tak – potwierdził Ogóreczek – zmysł wyczuwania kształtu a także zmysł kreatywności, czyli twórczego myślenia. Jeden pozwala nam zrobić ze słonecznikowej łuski talerzyk a drugi dostrzec, że ma kształt talerzyka, łódeczki, a nawet łyżki albo wiosła. Można z niej zrobić grzebień albo łopatkę i setki innych rzeczy.

­– To już osiem zmysłów. – Dziewczynka ucieszyła się i spytała Ogóreczka. –  A który z nich jest dla was, elfów, najważniejszy?

­– Jeszcze inny. Dla nas najważniejszy jest ten! – Krzykną mały elf i odbił się nogami od powierzchni, fiknął koziołka i wzbił się powietrze.

­ – Już wiem! – Krzyknęła Barcelona podziwiając ewolucje jakie wykonywał nad jej głową Ogóreczek w powietrzu. – Latanie!

Ogóreczek wylądował trochę zasapany.

– Latanie! Oczywiście, dla nas elfów najważniejsze jest latanie – oznajmił łapiąc oddech – ale do tego potrzeba zmysłu równowagi; a także zmysłu, który pozwala oceniać odległość od innych przedmiotów; potrzebne jest poczucie kierunku i wysokości a także echolokacja.

–  Echo…lokacja? – Zdziwiła się Barcelona.

­– Tak, echolokacja to wyczuwanie przedmiotów, drzew, budynków i w ogóle kształtów całego świata na odległość. – Wyjaśnił Ogóreczek. – Są zwierzęta, które wyczuwają prąd elektryczny jak nietoperze; a inne energię wody, jak delfiny; a jeszcze inne żyją w powietrzu i są z nim zbratane, jak my, elfy; a jeszcze są i takie, które odczuwają temperaturę, upływ czasu i wiele innych ciekawych zjawisk.

– Wiesz co? – Zaproponowała Barcelona. – Pobawmy się w odgadywanie innych zmysłów.

– Super zabawa! – Ogóreczek zatrzepotał skrzydłami. – A dla ciebie Barcelono, jaki zmysł jest najważniejszy?   

Maciej Bennewicz: Założyciel i pomysłodawca Instytutu Kognitywistyki. Twórca podejścia kognitywnego m.in w mentoringu, tutoringu, coachingu oraz Psychologii Doświadczeń Subiektywnych. Artysta, pisarz, socjolog, wykładowca, terapeuta, superwizor.
Podobne wpisy