X

Zgaga – koan

I doprawdy chciałbym coś optymistycznego, idą święta, przecież idą święta a grudzień powitał nas andrzejkami, barbórką, mikołajkami – radosne zabawy. Doprawdy chciałbym, ale mam zgagę, refluks żołądka, pieczenie w gardle. Czegoś nie mogę strawić, przetrawić, przyswoić i wydalić. Czegoś nie mogę wykrzyczeć.

W dodatku wierzę w trickstera, w jego moc, w tego diabła wierzę, w boga przecherę, w demoniczne bóstwo, które igra z nami, przenicowuje świat. Wystawia nam przedstawienie – istną groteskę, teatr absurdu, kabaret, karykaturę, fiestę, stypę i kino noir w jednym. I nagle, w środku przedstawienia okazuje się, że wszyscy jesteśmy aktorami, ale wszyscy równo zahipnotyzowani przez jakiegoś Wolanda, w dodatku rekwizyty nie są fałszywe a torturom poddawany jest kolejny, realny człowiek. Za chwilę następnego wyciągną na scenę. Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać?

Chętnie śmiałbym się, ale mam to samo odczucie, które zawsze towarzyszyło mi na filmach Barei. Nigdy się nie śmiałem. Z czego miałem się śmiać – z dokumentu? Tak wyglądało życie, którym żyłem, tacy byli sąsiedzi i administratorzy osiedla, tacy byli prezesi klubów „Tęcza” i tacy byli Jarząbkowie – trenerzy drugiej klasy.

W dodatku wierzę również w Szczurołapa z Hameln, we flecistę, który potrafi nie gorzej od Wolanda-trickstera zaczarować publiczność i wyprowadzić ją w pole, na skraj przepaści. Zatykam uszy, wkładam słuchawki, by zagłuszyć dźwięki fletu. Co gorsza w słuchawkach sączy się muzyka Czesława Niemena i te słowa: Miałeś, chamie, złoty róg, miałeś, chamie, czapkę z piór:/czapkę wicher niesie, /róg huka po lesie, /ostał ci sie ino sznur, /ostał ci sie ino sznur.

Więc odszukuję odpowiedni cytat a tam polski odpowiednik flecisty – chochoł śpiewa, śpiewa i gra:

JASIEK:

/aże ochrypły od krzyku/

Chyćcie broni, chyćcie koni!!!!

/A za dziwnym dźwiękiem weselnej muzyki wodzą się liczne, przeliczne pary, w tan powolny, poważny, spokojny, pogodny, półcichy — że ledwo szumią spódnice sztywno krochmalne, szeleszczą długie wstęgi i stroiki ze świecidełek podzwaniają — głucho tupocą buty ciężkie — taniec ich tłumny, że zwartym kołem stół okrążają, ocierając o się w ścisku, natłoczeni. /

JASIEK:

Nic nie słysom, nic nie słysom,

ino granie, ino granie,

jakieś ich chyciło spanie…?!

/Dech mu zapiera Rozpacz, a przestrach i groza obejmują go martwotą; słania się, chyląc ku ziemi, potrącany przez zbity krąg taneczników, który daremno chciał rozerwać; — a za głuchym dźwiękiem wodzą się sztywno pary taneczne we wieniec uroczysty, powolny, pogodny — zwartym kołem, weselnym — /

Maciej Bennewicz: Założyciel i pomysłodawca Instytutu Kognitywistyki. Twórca podejścia kognitywnego m.in w mentoringu, tutoringu, coachingu oraz Psychologii Doświadczeń Subiektywnych. Artysta, pisarz, socjolog, wykładowca, terapeuta, superwizor.
Podobne wpisy