Marzec minął nie wiadomo kiedy i zarazem błyskawicznie jakby zaczął się godzinę temu, a luty, luty z kolei jakby dekady temu był i jakby nigdy go nie było. Wtedy nie byłoby również wojny. Taki zabieg rodem z matrixa. Wymazujemy fragment i nadpisujemy jakiś nowy, który ładnie doklei się do stycznia. W styczniu szalała jeszcze pandemia. Wyszalała się? A może stycznia też nie było razem z codziennymi konferencjami ministra, który z grobową miną, w części ukrytą pod maseczką, oznajmiał coraz to gorsze informacje? A może on pod tą maseczką się śmiał? Może to taki żart był z nas wszystkich? Może seria żartów?
***
Może przywykliśmy już do złych, alarmistycznych wiadomości i nawet ich nie rejestrujemy – do pożarów Amazonii, pandemii, lockdawnów, inflacji, wzrostu cen cukru a teraz do wojny. To się chyba nazywa reaktancja, swego rodzaju bierny opór, przyzwyczajenie i może nawet trochę otępienie. Ale reaktancja to sprzeciw wobec kontroli, dążenie do wolności czasem za wszelką cenę, odwrócenie o 180 stopni, więc jednak nie reaktancja. Zatem co? Może cukier, wszechobecny niemal w każdej potrawie, dosypywany szczodrze nawet do bułek i sałatki śledziowej? Może to efekt cukru w naszych żyłach buzuje a raczej wygłusza emocje? Ileż w końcu można się bać, złościć, pomstować, narzekać, krytykować?
***
Wczoraj pierwszy kwietnia – był oprócz dnia żartów, również dniem klauna. Klaun, postać będąca symbolem dziecięcej radości, też się w ostatnim czasie odwinął w całkiem przeciwną stronę uosabiając samotnego psychopatę. Genialne role Heatha Ledgera czy Joaquina Phoenixa, bo przecież joker to też klaun, ukazały nam straszne oblicze ludzkiej natury. Zgłębiamy je, badamy, opisujemy, szokujemy a nawet fascynujemy się złem, lecz chcielibyśmy się jakoś od zła uwolnić, ale ono nas zewsząd ogarnia, epatuje, wyłazi z każdej dziury. Czy człowiek jest dobry, czy zły z natury? To pytanie prześladuje wiele umysłów od tysiącleci i najtęższe z nich starają się znaleźć mniej lub bardziej przekonujące odpowiedzi na poparcie jednej lub drugiej tezy. Lecz wtedy pojawia się polityk ze swoją polityką i mówi, całkiem szczerze: „ależ nie ma bezwzględnego dobra lub zła, jest tylko pragmatyka. Trzeba za wszelką cenę wygrać wybory i jakoś ułożyć się ludźmi, żeby znowu wygrać wybory”.
***
Matrix przestaje być metaforą lub grą video, która nas wciągnęła, ale właśnie pragmatyką, doborem informacji, kreowaniem świata, mniejszym złem, psychologicznym trickiem, efektem tłumu, permanentną manipulacją. Dlatego nie wierzę politykom, którzy uprawiają politykę, czyli nawożą matrix jak rolnik pole obornikiem na jesień. Najczęściej są nieświadomi co sieją na tym zbiorowym poletku. Tam upadnie trochę perzu, tutaj trochę owsa. Choć chcieliby tak wiele kontrolować – władza, jak namoczone mydło, co rusz wyślizguje im się z rąk. Co za stres i okropne napięcie. Im więcej władzy, tym więcej kontroli, im więcej kontroli tym silniejszy stres, że to mydło…wymsknie się i upadnie w piach.
***
Wierzę natomiast w efekt motyla, tę wrażliwą zależność przyszłych wydarzeń od początkowych, często przypadkowych działań. Trzepot skrzydeł motyla na wyspie Hokkaido w Japonii ponoć może wzbudzić tornado nad Oregonem po drugiej stornie Pacyfiku.
***
Kiedy wybuchają bomby i dzieją się rzeczy straszne ludzie przestają wierzyć w swoją sprawczość. Wówczas delikatne muśnięcia skrzydeł jak homeopatia nie wydają się skuteczne. Jednak w rój szarańczy, który jest w stanie zdewastować wszystko co napotka na swojej drodze – wierzymy, nie tylko wierzymy, ale mamy dowody, nagrania, filmy, badania. Dlaczego więc nie wierzymy w masowy efekt dobra, delikatne słowa, czułe gesty, altruistyczne uczynki, miłe spojrzenia – w ich siłę i moc sprawczą? A może to kwestia wahania? Szarańcza i szerszenie nie wahają się. Może dlatego czułość, delikatność, troska, empatia, altruizm w nas – powinny przestać się wahać?
Zapoznaj się również z naszą drugą książką wydaną w tym roku!