Z cyklu opowieści kruka Euzebiusza
– Opowiedz mistrzu o Drodze Mlecznej – poprosiła widząc jak Euzebiusz kruk, a zarazem czarownik, Mistrz Przywołań, wyciera irchą oko długiej mosiężnej lunety.
– O Drodze Mlecznej? – Zdziwił się. Mag, który zwykł patrzeć w gwiazdy w pogodne noce. – Och, droga Ruth Rory nie wiem od czego zacząć? Dlaczego się tym interesujesz?
– Mistrzu, jesteś magiem, potrafisz przywołać nieznane ludziom energie i moce, ponadto słyniesz ze swojej ogromnej wiedzy. Odkąd rozmawiamy, to znaczy, odkąd zaszczycasz mnie swoimi przemyśleniami, zastanawiam się, czy aby przypadkiem nie czerpiesz swoje wiedzy i siły stamtąd?
– Stamtąd? – Euzebiusz spojrzał na nią zaskoczony.
– Z gwiazd. – Ruth Rory Red Razer wskazała ręką na niebo. – Z Drogi Mlecznej. Często, kiedy odsuwasz lunetę od oka mówisz: – Dziś dobrze widoczna jest Droga Mleczna albo Widać jak Droga Mleczna lśni wśród gwiazd.
– Droga Mleczna to nasz dom. To galaktyka, moja miła Ruth Rory. Choć z naszej, ziemskiej perspektywy jest ogromna to jednak jest jedną z mniejszych galaktyk we Wszechświecie. Patrzymy na Drogę Mleczną z jej wnętrza, więc obserwujemy od środka część wirującego dysku. Wszystko wiruje, krąży około 260 kilometrów na sekundę. Statyczność to iluzja, choć ludziom przez wieki wydawało się inaczej, sądzili, że ruch jest iluzją. Gdyby to wszystko jakoś pomierzyć, określić to masz do dyspozycji 400 miliardów gwiazd. Każdej możesz się przyglądać, ale nie starczy ci na to życia. 400 miliardów gwiazd tylko w jednej galaktyce! Miliard to według naszej skali tysiąc milionów, a milion to tysiąc tysięcy. – Euzebiusz na chwilę przyjął postać kruka, rozpostarł skrzydła i szeroko otworzył nieco zafrasowany. – Nie, tak nie dojdziemy do niczego, to zbyt abstrakcyjne liczby – stwierdził. – To może inaczej. Galaktyka Drogi Mlecznej ciągnie się od gwiazdozbioru Kasjopei na północy do Krzyża południa na południu, ale to też w zasadzie niewiele mówi. To może szerokość? Droga Mleczna jest szeroka na około sto tysięcy lat świetlnych i gruba na tysiąc lat świetlnych. Rok świetlny? No sama widzisz? Trudno uchwycić tę perspektywę z naszej, ziemskiej mikroskali. Jesteśmy tacy malutcy, a udajemy królów życia. Żałosne te nasze ludzkie miary, ta antropocentryczna wiara, że jesteśmy tacy znaczący, mądrzy, wspaniali. Może dlatego wolę być krukiem, przynajmniej widzę rzeczy z lotu, z dystansu. Człowiek to jednak mocne ograniczenie, ale gdybym nie przyjmował postaci ludzkiej nikt z was ludzi nawet by nie zwrócił na mnie uwagi. Ignorujecie samych siebie, a co dopiero istoty inne od was, zwane pogardliwie zwierzętami. Ale wracając do tematu. Rok świetlny – jest równy odległości jaką pokonuje światło w próżni w ciągu jednego roku według kalendarza juliańskiego, czyli jakieś dziewięć i pół biliona kilometrów w ciągu 365 koma 0,25 dnia ziemskiego, a bilion to z kolei tysiąc miliardów. O miliardach już było. – Znów rozpostarł skrzydła, a potem wrócił do postaci ludzkiej. – Nie, nie tędy droga.
– Mów mistrzu, to wszystko bardzo ciekawe, choć rzeczywiście liczby trochę mieszają mi się w głowie. – Stwierdziła Ruth Rory Red Razer
Euzebiusz wziął ze stołu jabłka, orzechy i mniejsze ziarna.
– Zacznijmy od początku. Słońce jest oddalone od Ziemi 150 milionów kilometrów. Światło emitowane przez Słońce potrzebuje na przebycie dystansu od Słońca do Ziemi około 8 minut. A teraz zmniejszmy skalę. Wyobraź sobie, że odległość od Ziemia do Słońce to jeden milimetr. Tylko jeden milimetr. – Kruk położył na stole duże jabłko i tuż przy nim ziarno kaszy jaglanej. – Wtedy najbliższa gwiazda od Ziemi – Proxima Centauri, odległa w rzeczywistości o około 4, 24 roku świetlnego, znajdowałaby się mniej więcej w odległości 300 – 320 metrów od Słońca, czyli tyle, co dom sąsiadów na górce, ledwie widoczny we mgle. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 350 metrów! Słońce wraz ze swoim układem planet, do których należy Ziemia, wchodzi w skład Drogi Mlecznej, spiralnego, wirującego dysku. W naszej pomniejszonej skali ten ogromny galaktyczny dysk miałby średnicę około 6 – 7 tysięcy kilometrów, czyli od mojego domu aż do atlantyckich wybrzeży Brazylii!
Ale żeby zrozumieć wielkość Wszechświata – kontynuował – znów musieliśmy zminiaturyzować naszą skalę i tym razem pomniejszyć odległość z mojej wioski, od mojego domu, od jabłka leżącego na stole do Brazylii (około 7 tysięcy kilometrów) do jednego centymetra – Czarodziej ułożył na stole dwa ziarenka kaszy o centymetr od siebie. – Wtedy najdalsze skrawki Wszechświata, które jesteśmy w stanie zaobserwować, były odległe o 3 kilometry. Wyobraź sobie centymetr do krańców Drogi Mlecznej a kres Wszechświata to 3 kilometry. Miasteczko, do którego jeździmy na zakupy. Robi wrażenie? Około 100 miliardów galaktyk! Więcej niż wiosną znajdzie się wszystkich owadów w promieniu trzech kilometrów od mojego domu! Różnorodność gwiazd i układów byłaby większa niż różnorodność owadów! Oto najdalszy kraniec Wszechświata, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne! Przestrzeń o średnicy 3 kilometrów, o ile kraniec Drogi Mlecznej to centymetr.
– Fascynujące – westchnęła Ruth Rory. – A kosmici, czy są tam inne cywilizacje? Pewnie są? Mądrzejsze od nas, wspanialsze? Muszą być w tak ogromnej przestrzeni, wśród miliardów gwiazd?
– No cóż. Na tym polega paradoks Fermiego. – Rzekł kruk Euzebiusz.
– Fermiego? – Spytała.
– Enrico Fermiego, włoskiego fizyka i noblisty, zmarł w 1954 roku. Fermi już wtedy, w połowie XX wieku, postawił ciekawe pytanie zwane paradoksem Fermiego. Pytanie dotyczyło nieobecności kosmitów na Ziemi. Fermi miał zakrzyknąć: Gdzie o ni u licha są? Jeśli w galaktyce Drogi Mlecznej powinno istnieć wiele zaawansowanych cywilizacji to, dlaczego się z nami nie kontaktują lub choć nie wychwytujemy śladów ich obecności. – Stwierdził mistrz.
– Fascynujące. – Powtórzyła Ruth Rory Red Razer, usiadła przy stole i zaczęła oglądać jabłko jakby to był obiekt astralny, który pierwszy raz widzi z bliska.
– Fermi twierdził, że ogromna rozległość kosmosu, a także 13,7 miliarda lat od powstania Wszechświata wskazują, że powinno istnieć wiele zaawansowanych technicznie pozaziemskich cywilizacji. Jednak takiemu rozumowaniu przeczy brak zaobserwowanych dowodów ich istnienia. W związku z tym albo nasze rozumowanie jest nieprawidłowe i rozwinięte cywilizacje są znacznie rzadsze niż sądzimy, albo nasze metody obserwacji są chybione. Jeśli metody są błędne może się okazać, że cywilizacja ludzka poszukuje niewłaściwych śladów lub dokonuje nietrafnych założeń. Szukamy według swojej miary, tak jak bogów, bóstwa i w końcu jednoosobowego Boga wyobraziliśmy sobie jako człowieka, a nie na przykład jako szympansa, wodospad albo elektromagnetyczną chmurę. Być może od dawna tu są, ale realizują Pierwszą Dyrektywę. – Zaśmiał się radośnie.
– To jakieś unijne rozporządzenie? – Spytała.
– W pewnym sensie tak, to rozporządzenie obowiązuje Gwiezdną Flotę w serialu Star Trek. Zakazuje się członkom floty podejmowania wszelkich kontaktów z obcymi cywilizacjami, aby nie zakłócać ich naturalnego rozwoju. Pierwsza Dyrektywa dotyczy w szczególności cywilizacji, które znajdują się poniżej pewnego progu rozwoju technologicznego, naukowego i kulturalnego. Tym progiem jest między innymi zdolność do poszanowania wszelkiego życia jako bezcennego daru. Jeśli ktoś szanuje życie w jego różnorodnych przejawach jest godny, aby dostąpić kontaktu. Ponadto wierzą oni, że prawo każdego czującego gatunku do życia zgodnie z jego dynamiką ewolucyjną i kulturową – jest święte. To utopijny serial. Raczej byłbym skłony ufać przestrogom profesora Stephena Hawkinga. Na podstawie ludzkiej historii możemy sądzić, że cywilizacja na wyższym poziomie rozwoju podbija a potem niszczy cywilizacje mniej rozwinięte, więc tak entuzjastycznie bym nie wypatrywał przybycia obcych z okolic Proxima Centauri albo Syriusza. – kruk Euzebiusz znów się zaśmiał, ale jakoś mniej radośnie niż przed chwilą.
Zapoznaj się również z naszą drugą książką wydaną w tym roku!