Myśliwi usiedli sporą gromadą wokół stołu, na ławach. Rozpalili wokół dymiące pochodnie, żeby, rzecz jasna, odstraszyć komary. Upiekli kiełbasy, ba, nie tylko kiełbasy, ale i żeberka, i karkówki, i kaszankę. To znaczy nie oni sami, zamówili w tym celu wyspecjalizowany catering.
– Wybiliśmy lisy – stwierdził najstarszy, ceniony przez wszystkich, niejaki Jordan. Trzepnął łapą jak bochen w ławę i wypił. Po czym dodał – i mamy spokój z lisami. Potem wybiliśmy dziki razem z warchlakami i mamy spokój z dzikami. – Znów wypił i przegryzł. Czas wybić i bobry, szkodniki. Mięso jest paskudne, ale można je sprzedać jako mięso powiedzmy…królika a ogony jako afrodyzjaki.
– Królika, dlaczego akurat królika a nie, dajmy na to, zająca? – Wtrącił się Juruś zwany przez wszystkich Dajmynato.
– Głupiś Dajmynato – zgasił go Jordan. – Zając jest chudy, prawie nie ma mięsa a królik grubszy, bardziej przypomina bobra.
– A ten afro…coś tam. Co z ogonem, dajmy na to? – Dopytywał Juruś. – Ogon u bobra wielki jest, jak łopata.
– Znaczy się dobry jest na potencję – podrzucił Maruszak.
– Czyli, dajmy na to, na co jest dobry? – Juruś Dajmynato drążył temat.
– Znaczy się Juruś dobry jest na ruchanie, ale ty nie masz kogo ruchać, może ino te sarny co je ubijesz – zażartował Jordan i wszyscy buchnęli radosnym śmiechem sybarytów, jak to myśliwi.
– To i sarny wszystkie wybijmy! – Przerwał gromkie śmiechy Juruś Dajmynato.
– A no, czasem i ty Juruś, wpadniesz na niegłupi pomysł. Sarny łatwo ustrzelić a mięso jest dobre – zastanowił się Jordan. – Sarny też przecież szkodniki. Drzewa obgryzają, zboże kładą. Trza wybić.
– A, dajmy na to, czemu w ogóle nie wybić wszystkich tych szkodników? – Zastanowił się Dajmynato i zakąsił trunek kawałkiem kiełbasy.
– Czyli jakich? – Zainteresował się Maruszak a inni z ciekawością pokiwali głowami.
– Znaczy się wszystkich, jakie som – zaproponował Dajmynato. – Na co nam one? Szkodniki przecie. Lepiej sprzedać na mięso i na te afro…coś tam.
– Wszystkie? – zastanowił się Jordan. – Wiewiórki i borsuki też?
– A pewnie – stwierdził Dajmynato – na co nam wiewiórki i borsuki? Wszystkie wytłuc a wiewiórki sprzedać jako te, jako te no…
– Jako przepiórki – stwierdził Jordan arbitralnie. – Tylko przednie łapy się im urwie.
– I ogony – dodał Dajmynato – i sprzeda sią jako afro coś tam.
– I ogony! – Potwierdził Jordan i przepił do Dajmynato klepiąc go jak swego.
________________________
________________________
zapraszamy na nasze letnie szkolenia
Zapoznaj się również z naszą drugą książką wydaną w tym roku!