Arcydzieło - koan

Prezent dla Pauliny z okazji 20 - tych urodzin

Arcydzieło – koan. Prezent dla Pauliny z okazji 20-tych urodzin

Oczywiście byłaby w tym przesada, gdyby powiedzieć, że tylko w tym celu przyjechała do Madrytu. Tylko w tym celu? Szła Paseo del Prado w kierunku Calle de Santa Isabel, blisko, paręset metrów. Ogrody po drugiej stronie ulicy rozkwitły. Świergotem ptaki oznajmiały początek pracowitego dnia, trzeba nakarmić młode.

Cały poprzedni dzień spędziła w Prado, w Museo Nacional del Prado, w jednej z najważniejszych galerii na świecie: Velazquez, Goya, El Greco, Murillo, Bosch, Memling. Oszołomienie, to zbyt mało powiedziane. Spędziła tam cały dzień. Obeszła wszystkie sale. Wracała do obrazów, które znała tylko z sieci lub z albumów. Niektóre pokazywała jej mama, w domu.

Trzy razy powracała do Ogrodu ziemskich rozkoszy, tryptyku Hieronima Boscha z 1500 roku. Cztery razy stawała przed maleńkim obrazem namalowanym na desce: Martwy Jezus podtrzymywany przez anioła Antonello da Messiny. Stawała przed pociągłym twarzami El Greca i wstrząsającymi obrazami wojny domowej Goi. Oszołomienie, wzruszenie, radość.

Rano wypiła pyszną kawę, zjadła croissanta z czekoladą jak większość madrytczyków, w małym barze naprzeciwko hostelu, w którym się zatrzymała. Pokoik w ogromnej, secesyjnej kamienicy. Spacerem ruszyła do celu. W Madrycie i w samym Prado jest tyle do zobaczenia. Postanowiła, że przedłuży swój pobyt, gdyż jeden dzień w Prado okazał się zbyt krótki, morderczo intensywny. Mieli rację jej przyjaciele artyści: Na Prado musisz mieć trzy dni, jeśli chcesz coś zapamiętać, chyba że przebiegniesz przez sale, jak wycieczka emerytów z Ameryki albo z Japonii. Kwitowali uśmiechem. Całe szczęście nie miała sztywnych terminów. Żyjąc skromnie mogła zostać dłużej w Madrycie zamiast pędzić gdzieś do Grenady lub Malagi.

Tyle jeszcze przed nią. Tyle do zobaczenia. Wiedziała, że chce raz jeszcze spojrzeć, utrwalić w pamięci arcydzieła, na które patrzyła wczoraj w Prado. Lecz teraz, teraz szła w kierunku Narodowego Centrum Sztuki Królowej Zofii. Najpierw stanęła naprzeciwko gigantycznych, przeszklonych szybów windowych a potem okrążyła budynek aby stanąć pod wielkim, rudym dachem. Celebrowała tę chwilę. Już wcześniej kupiła bilety w Internecie.

Czy tylko w tym celu przyjechała do Madrytu? Zwiedziła Paryż. Była w Berlinie. Mimo młodego wieku odwiedziła już tysiąc miejsc. Ale na tę chwilę czekała od dawna, być może dlatego, że kiedy była jeszcze małą dziewczynką mama opowiadała jej o tym obrazie? Być może dlatego, że wracał do niej tyle razy w albumach, pocztówkach, a nawet w snach. Wrażliwość, delikatność, wyczucie smaku, to rzadkie cechy, chroń je – powtarzał jej ulubiony nauczyciel z liceum.

Zawsze mówili o niej, że jest wrażliwcem. Co to właściwie znaczy wrażliwiec? Może po prostu chodzi o to, że zachwycasz się światem a inni tego nie rozumieją? Jedziesz do Madrytu żeby zobaczyć na własne oczy jakiś obraz? To bez sensu. Nie możesz sobie wydrukować zdjęcia, a nawet, jak już ci tak bardzo zależy, to zrób sobie format A3 i strzel w ramki? Wydasz, góra, pięć dych. I co miała powiedzieć, że nie da się strzelić w ramki zachodu słońca nad Mekongiem, że nie sposób poznać Paryża oglądając filmy podróżnicze, że pocztówka z błękitnym oceanem, to nie to samo, co kolor wody na plażach Bali, że w ogóle nie o to chodzi? Niektórzy rozumieli jej pasje a inni: O co ci chodzi, jesteś przeczulona.

Nagle tu, w Madrycie, wszystko się odmieniło. Była pewna siebie. Wiedziała czego chce. Okrążyła budynek i w końcu weszła do środka. Muzeum Królowej Zofii to dawny szpital, który wyglądał jak klasztor. Szerokie krużganki, obszerne patio, wysokie sklepienia. Pominęła wszystkie sale. Szła w jedno miejsce. Do sali specjalnej. Od dawna znała rozkład i ekspozycje w muzeum. Przygotowała się.

Po chwili weszła do właściwej sali. Kilka osób stało przed obrazem. Półcień. Barierka ze sznurkiem, żeby nie podchodzić zbyt blisko. Picasso. Dzieło. Trzy metry czterdzieści centymetrów wysokości i prawie osiem metrów długości. Podeszła bliżej i już wiedziała, że Madryt, zamek królewski, Prado, starówka, place i uliczki były cudowne ale przyjechała tu tylko w jednym celu, żeby przeżyć tę chwilę, ten właśnie moment. Stała jak wryta, nie mogła oddychać.

Pablo Picasso namalował ten obraz w Paryżu w 1937 roku upamiętniając bombardowanie baskijskiego miasta przez niemieckie Luftwaffe w czasie wojny domowej w Hiszpanii. Artysta pracował nad swoim dziełem od 1 maja do 4 czerwca. Zastosował ciemną, monochromatyczną paletę barw, wykorzystując tylko czerń, biel i szarości. W muzeum jednak całość tonęła w sepiach, może z powodu światła? Picasso nigdy wcześniej nie malował tak dużego obrazu, musiał znaleźć pracownię, która pomieści ogromne płótno. Wynajął pałac.

Mówi się potocznie, że to obraz antywojenny. Tymczasem dla niej było to nie tylko arcydzieło malarstwa ale doświadczanie. Ekspresja, prawda, wstrząs. Drżała.

Na obrazie panuje równowaga i jednoczesne napięcie. Z natłoku elementów zachodzących na siebie wyłaniają się zgeometryzowane, wyolbrzymione postacie. Upadają. Ich usta rozdziera krzyk. Z lewej strony rozpaczająca matka trzyma martwe dziecko, nad nimi góruje sylwetka byka, symbolu Hiszpanii. Byk o niemal kobiecych rysach. Poniżej postać martwego żołnierza. Z jego złamanego miecza wyłania się delikatny kontur kwiatu. Po prawej stronie widać trzy kobiety. Jedna z nich klęczy pochylona, jakby w modlitwie. Druga próbuje rozświetlić mrok trzymaną w dłoni świecą. Ostatnia z kobiecych postaci, uwięziona w płonącym budynku, krzyczy z rozpaczą, unosząc ręce ku górze. Centralny punkt obrazu stanowi sylwetka umierającego konia przebitego włócznią. Nad jego głową widnieje lampa. Czy jest symbolem Oka Opatrzności, Boga a może niszczącej bomby?

Znała ten opis. Obserwowała poszczególne elementy lecz dla niej nie był to obraz tragiczny lecz zamknięta w przestrzeni historia: człowieka, przemocy, niewysłuchanych przestróg, nieodrobionych lekcji lecz przede wszystkim sztuki, artyzmu, mocy twórczej. Lekcja ducha. Artysta jednym dziełem może powiedzieć więcej, niż tysiąc polityków w stu tysiącach przemówień, aktów i paktów. Po jej twarzy poleciały łzy. Łzy wzruszenia.

Czasem patrzysz na dzieło i wiesz, że wszystko w nim jest takie jak trzeba i że nie ma w nim żadnej fałszywej nuty, żadnej niepotrzebnej kreski, wszystko jest boskim, idealnym przesłaniem. Nie malarz maluje lecz anioł poprzez niego.

­– Wzruszające dzieło. Okrutna wojna. – Usłyszała głos za sobą. ­– Nie płacz. Może jesteśmy na tyle mądrzy, żeby to się więcej nie powtórzyło? – Za nią stała starsza kobieta z paczką chustek higienicznych w dłoni. Mówiła płynnie po angielsku.

– Nie płaczę z powodu wojny – odpowiedziała przyjmując chusteczkę – ale z radości, że mogę podziwiać ten obraz, proszę pani. Namaluję kiedyś coś równie wspaniałego.

Kobieta zrobiła dziwną minę, gwałtownie się odsunęła, jakby usłyszała coś niedorzecznego i zarazem obrazoburczego. Pokręciła głową i wyszła z sali.

– Stworzę kiedyś, coś równie wspaniałego, coś równie ważnego. –  Dziewczyna powtórzyła sama do siebie.


MALARZ – INTERPRETACJA KOANU „ARCYDZIEŁO”. PREZENT DLA PAULINY Z OKAZJI URODZIN


Zamów najnowszą książkę!

Światło w mroku. Jak pomagać sobie i innym w obliczu lęku i traumy wywołanych wojną?. - Maciej Bennewicz, Anna Prelewicz
Udostępnij:

Zapoznaj się również z naszą drugą książką wydaną w tym roku!

Wolna i szczęśliwa. Jak wyzwolić się z toksycznego związku. - Maciej Bennewicz, Anna Prelewicz
Udostępnij:

Maciej Bennewicz

Założyciel i pomysłodawca Instytutu Kognitywistyki. Twórca podejścia kognitywnego m.in w mentoringu, tutoringu, coachingu oraz Psychologii Doświadczeń Subiektywnych. Artysta, pisarz, socjolog, wykładowca, terapeuta, superwizor.