Mar Ja Jo La – poprawiła czapkę. Czapka Karl Lagerfeld, zimowa, szara. Właściwie czapka jak czapka ale markowa. Kosztowała pewnie ze trzy stówki. Dostała ją od koleżanki z Wiednia.
Bez wątpienia kupiła ją na wyprzedaży za kilka groszy albo do kogoś dostała i nie podobał się jej fason lub kolor czy coś. Zeszłoroczna kolekcja. Znała koleżankę. Była oszczędna już w liceum. W życiu nie kupiłaby czegoś tak drogiego na prezent dla dawno niewidzianej koleżanki.
Oprócz czapki Mar Ja Jo La miała na sobie płaszcz Hugo Boss. Prezent od mamy i siostry na urodziny. Wykosztowały się, chociaż siostrę stać, jest maxi-super-nad-ober-mangerem w jakiejś korpo. Pewnie skłamała mamie ile naprawdę kosztował markowy płaszcz, żeby nie czuła się źle dorzucając parę groszy. Mama ubiera się w tanich sklepach typu misz-masz a zakup płaszcza powyżej trzech stówek uznałaby za rozrzutny koszmar, dziwactwo i całkowity skandal. O czapce nawet nie ma co mówić.
Na ramieniu torebka (niestety podróbka) przywieziona z wycieczki do Chorwacji. Furla. Ładna. Zamek się zacina.
Chwilę wcześniej wysiadła z mercedesa, którym podrzucił ją kolega z pracy. Auto szefa, służbowe. Kolega zawoził je do serwisu na przegląd.
Mar Ja Jo La weszła do szewca. Naprawa botków.
Ile? Dwieście trzydzieści? Ile? Że prawdziwa skóra? Szycie?
No tak. Jak się jeździ merolami w markowych ciuchach to tyle trzeba zapłacić. Kosztowne iluzje. Cena za wrażenie.
Nie odebrała botków. Nie za tą cenę.
– Niech je sobie sam nosi – powiedziała.
Szewc próbował jej zagrodzić drogę. W końcu rzucił w nią botkiem i wyzwał od rozwydrzonych panienek w merolach.
Wyszła. Na autobus czekała dwadzieścia minut. Tłok. Zmarzła w stopy.
No i nie ma botków na zimę.
_____________________
Zapoznaj się również z naszą drugą książką wydaną w tym roku!