– Mecenas Dżesika Kufel, miło mi. – Przestawiła się i podała rękę stawiając na stole drogą, skórzaną aktówkę, którą przywiozła z Mediolanu. Pasowała do jej ciemnoszafirowej, krótkiej marynarki i granatowej spódnicy. Włosy jak zwykle w czasie spotkań biznesowych miała związane w luźno puszczony ogon. Czasem nim poruszała. Ten drobny wyraz kokieterii nieraz jej pomógł w rozmowie z twardzielami.
Mężczyzna w średnim wieku, zadbany, również elegancko, bardzo elegancko i modnie ubrany wyszedł zza biurka. Poprawił mankiety. Błysnęły drogie, piękne spinki. Zanim jej podał rękę miała wrażenie, że jest przyjaźnienie nastawiony. Nawet uśmiechnął się na powitanie, co w czasie przygotowań do twardych negocjacji wcale nie jest tak częste, lecz nagle uśmiech i rozluźnienie zniknęły.
– Brajan Lufa – powiedział podając rękę.
– Niezbyt dowcipne, nie stać pana na lepszy żart – odpowiedziała ostentacyjnie szurając krzesłem. Usiadła i po chwili wstała, żeby z impetem opróźnić aktówkę. Szklany blat omal nie pękł, gdy strzeliła plikiem dokumentów.
– Sądziłem, że to pani żartuje w tak niewybredny sposób…wie pani, żarty z cudzego nazwiska, to słaby początek negocjacji.
Dopiero wymiana wizytówek nieco rozgęściła atmosferę. Kartonik: Mecenas Dżesika Kufel, Kancelaria Prawnicza: Kufel, Wiewiór, Niemiętki – znalazł się w rękach mężczyzny zaś, drugi kartonik z napisem: Prezes Brajan Lufa, Betonex, Brajan Lufa, Syriusz Miętus spółka jawna - w dłoniach kobiety.
***
Jaki morał z tej bajki drogie dzieci, kochane Andżeliki, Ardeny, Dajany, Żakliny, Żorżety, Lany, Lary, Sabaudie, Sybille, Kayle, Zary, Nikoletty, Polianny i wy kochani chłopcy: Dexterzy, Rodżerzy, Jordanowie, Kryspini, Judowie, Kewini, Lesterzy, Bastianowie, Renerzy – po rodzicach Wiśniewscy albo Kapusty, Grzybowie albo Juchy? Nie śmiejcie się z cudzych imion i nazwisk, z Januszów i Grażyn – rodziców tychże Dżesik i Brajanów. Nie śmiejcie się ze swej mamy Marioli i taty Mietka.
Chcieli dać wam coś najlepszego co dać mogli, co dać potrafili. W imieniu waszym chcieli zakląć splendor i powiew wielkiego świata, oryginalność i wyjątkowość. A, że wyszło dziwacznie, niekiedy śmiesznie. No cóż…Rodzice ukryć chcieli pod maską waszego imienia tę ludowość i przaśność swoją, której się wstydzili najpewniej, ochronić was chcieli a zamiast tego odsłonili bezlitośnie.
Najwyraźniej nie było im dane lingwistyczne i etnologiczne zrozumienie zagadnienia imion i ich znaczeń. Starali się. Wam, no cóż, wam pozostaje się z tym jakoś uporać, tę ludowość dzielnie znosić, przefermentować, uczynić z niej siłę, zanim nowa moda nie przysypie starej popiołem czasu.
______________________________________
______________________________________
Zapoznaj się również z naszą drugą książką wydaną w tym roku!