– Spadło trochę śniegu, zaledwie godzina, może dwie sypało. I nagle świat się odmienił. Może to kwestia bieli? Maziowata, błotna szarość nagle została udoskonalona bielą śniegu. Może to kwestia nietykalności, niepokalaności? Immunitet bieli? Któż nie lubi iść po świeżym, czystym śniegu jako pierwszy wydeptując swój ślad? Potem, po kilku minutach, po godzinie to już nie to samo, zawsze natrafia się na czyjeś odciski. Inaczej niż wdepnąć podeszwą w nieskazitelną biel śniegu. Czyż nie ma w tym swego rodzaju przemocy, okrucieństwa, brutalności? Może taka jest ludzka natura? Deptać czystość i naturalność? Za wszelką cenę zaznaczyć swój ślad? Na murach Tadź Mahal, na ścianie Luwru albo Cuzco wydrapać: Tu byłem. Janek z Wałbrzycha. 12 lipiec 2012?
Biel fascynuje i uspokaja. Jest więcej światła, gdyż śnieg odbija nawet te nikłe promienie słońca. Może to kwestia, przynajmniej częściowego zaniku dróg, zaniku kształtów, ostrości, granic? Nagle płot odgradzający, barierka lub szlaban stają się uroczą konfiguracją szronu i śnieżnej koronki. Już tam, metr dalej – nie zaczyna się pole sąsiada ani poligon lub strzeżony pilnie dom jakiegoś bonzy, lecz jest śnieżnobiały retusz, obsypany śnieżyście kontur, bielejąca linia. Zniknęły psie odchody na zwiędłej trawie, krzywe krawężniki, nierówne płyty chodnikowe, a w lesie nie widać śmieci. Wydrenowane, wyrwane i wykarczowane kręgosłupy drzew wtopiły się w poziomą strukturę lasu.
Od rana rozmyślam o śniegu i kiedy zebrałem ten dziwny, zimny kryształ w dłonie, wtedy przyszedł mi genialny pomysł: FARBA! – Podsumował swoją przemowę Broma Triste, niegdyś wędrowny poeta a w czasach zarazy, osiadły najmita najmujący się do każdej roboty, byleby tylko zarobić na chleb i przetrwać.
– Farba? – Zdziwiła się Soledad Ortega sącząc zimową herbatę z goździkami. – Co ma do tego farba?
– Można by wszystko pomalować na biało. Jak leci. – Rzekł Broma Triste w dziwnym uniesieniu, które mogło być zarazem ironią i żartem jak i swego rodzaju olśnieniem, szaleństwem, wizją. – Pomalować wszystko! Niedokładnie, ale konsekwentnie. Można by użyć do tego jakiegoś pistoletu malarskiego albo dyszy, podobnej do tych jakie używa się w myjniach samochodowych i pomalować wszystko, jak leci. Urzędy, instytucje publiczne, szpitale, szkoły, uczelnie, fabryki, więzienia, sklepy i pracujących w środku urzędników, polityków, posłów, prawników, policjantów, sprzedawców, nauczycieli. Okna, kamery, wystawy, znaki drogowe – wszystko.
Wszystko pomalować na biało a potem rozpylić farbę w powietrzu. Niech by osiadała jak szadź, jak szron, jak mgła i niechbyśmy utonęli w tej mgle, w tej masce nieskazitelności, jak w sypiącym śniegu. Niechby mgła spowiła wszystko co znamy i może wtedy bylibyśmy jednoznaczni i biali, równobiali, równomgliści, równo zamaskowani. Roztopieni w bieli. Utopieni w farbie. Rozpuścilibyśmy tę nieznośną rzeczywistość w białej farbie. I stałaby się czystość. Co z tego, że fałszywa, że namalowana? W końcu uwierzylibyśmy, że jest prawdziwa, zanim farba zaczęłaby złazić. Byłoby to największe a zarazem najbardziej demokratyczne oszustwo – biel totalna, zakrywająca, maskująca, zupełna, nie wybiórcza! Farba! Niech żyje farba!
Zapoznaj się również z naszą drugą książką wydaną w tym roku!