Janusz otworzył drzwi, gdyż wydawało mu się, że słyszy coś w rodzaju pukania lub skrobania. Rozejrzał się. Nikogo. Nic. Po chwili znowu jakby skrobanie? Szuranie? Znowu otworzył drzwi. Najwyraźniej jesień zbliżała się wielkim krokami i teraz szurania, szeleszczenia, skrzypienia będzie co nie miara. Myszy, nornice, łasice, kuny, wydry i w końcu zwykłe gałęzie i setki liści – rozniosą echem po chałupie szelesty. Dopiero za trzecim razem, gdy wyraźnie już usłyszał pukanie usłyszał również głos dochodzący z sieni, z samego spodu, niemal z podłogi.
– Dzień dobry a raczej dobry wieczór. Nazywam się Remigiusz, kot Remigiusz, ale możesz mnie nazywać również Ludwik, kot Ludwik. Tamto imię trochę mi się znudziło, poza tym było zarezerwowane dla innej osoby. – Stwierdził kot, uniósł ogon i bezceremonialnie acz powoli, w sposób dystyngowany wszedł do środka.
– Ale…– odezwał się Janusz.
– Żadnego „ale.” – Kot usadowił się na fotelu przy piecu i rzekł. – Zostałeś wytypowany. Siła wyższa. Mam u ciebie spędzić jesień, co najmniej jesień a potem się zobaczy. – Stwierdził kot.
– Ale…– Janusz zamknął drzwi, gdyż na dworze zerwał się chłodny wiatr i zrobił się nieprzyjemny przeciąg.
– Mam ci pomóc pozbierać się z tym wszystkim. – Kot pokręcił ogonem jakby miał zamiar wskazać dookolnie „to wszystko”. – Oczywiście nasuwa się pytanie z czym konkretnie mam ci pomóc się pozbierać? Otóż, Janusz, po pierwsze uważasz, że się zestarzałeś i że już powoli czas na ciebie. Tak się nie patrz chłopie. Nie raz tak powiedziałeś do sąsiadów. Otóż to głupi tekst. Po drugie, że „niczego już nie potrzebujesz”. To również głupi tekst, bo potrzebujesz wielu rzeczy i co więcej sam jesteś potrzebny. Po trzecie. Ach, po trzecie. No cóż po trzecie, tu znajduje się zbiór rozlicznych zagadnień i spraw, do których stopniowo przejdziemy.
– Ale…Janusz zbliżył się do kota, który rozpostarł się, dosłownie rozwalił na jego ulubionym miejscu. Janusz to przecierał oczy to znów uszy niedowierzając ani temu co widzi ani temu co słyszy. Janusz trzepnął się otwartą dłonią w twarz, raz i drugi. Mocno, siarczyście. W końcu pochylił się nad fotelem i pogrzebaczem, delikatnie szturchnął kota jakby chciał sprawdzić czy kot naprawdę istnieje, naprawdę mówi i w dodatku opiera plecy na jego czyściutkiej poduszce. Wreszcie wolną ręką znów trzepnął się w twarz z całej siły.
– No, z tym pogrzebaczem to już przesada. Wiem, Janusz, że u was na wsi tak sobie z prawami zwierząt i że kot ma łowić myszy i jak padnie niedożywiony i chory na mrozie, to nikt się tym nie przejmuje, ale nie tym razem, Janusz. Nie tym razem. Będziesz o mnie dbał należycie. Nie zamierzam mieszkać w jakiejś stodole i uganiać się za jaszczurkami. W zamian zyskasz we mnie wyjątkowego doradcę. Tak się nie patrz. Potrzebujesz kogoś takiego – rzekł kot. – Bo po pierwsze uważasz, że się zestarzałeś a po drugie, że na nic już nie czekasz. Ach, no tak, to już było.
– Ale…Janusz odłożył pogrzebacz i zaczął się zastanawiać co koty jedzą, jeśli nie jaszczurki, myszy, nornice i ćmy, ale natychmiast odrzucił tę myśl, gdyż napłynęła silniejsza, bardziej intensywna. Gadający kot? Poucza go? Rozłożył się na jego ulubionym fotelu? Zamierza tu zamieszkać? Ma być doradcą? Z jednej myśli zrobił się natłok myśli. I znów wróciła ta pierwsza – gadający kot?
– Żadnego „ale.” – Kot przerwał sznur myśli Janusza. – Nie ma co tracić czasu, dlatego zacznijmy od razu. Po pierwsze – wiek to rzecz względna. Po drugie, Janusz, nigdy nie wiesz, nigdy – jak ważne może być twoje życie dla drugiego człowieka, dla innej istot czującej czy choćby dla małego kotka, który u progu jesieni szuka schronienia w przyjaznym domu. – Kot Ludwik zrobił minę filmowego kota z szeroko otwartymi źrenicami i po chwili całkiem po ludzku zachichotał. – Żartowałem, choć nie całkiem, Janusz. Nigdy nie wiesz jak ważne może się okazać twoje życie, choćbyś miał przed sobą tylko jeden dzień. Nigdy. Wykorzystaj życie do ostatniej kropli, skurczybyku i przestań się nad sobą użalać. – Rzekł kot Ludwik i w najlepsze zasnął.
Zapoznaj się również z naszą drugą książką wydaną w tym roku!