Zmęczenie zmęczeniu nierówne. Są zmęczenia fizyczne. Wiadomo praca w ogrodzie (jeśli ktoś ma szczęście mieć ogród, bogacz), przy porządkowaniu balkonu albo piwnicy. Praca przy składaniu „oczywistej” półki z Ikea, która zawsze okazuje się zaskakująco, innowacyjnie, trudna do złożenia przy pomocy gówno-kluczyka i uciekających donikąd śrubek. Bolą mięśnie, pojawiają się przykurcze, napięcia. Kto na przykład biega lub jeździ na rowerze ten czuje przyjemny upływ a potem przypływ energii, ale też napięć – czy to w barku czy w karku – nie brakuje. Masaże oficjalnie są zakazane.

Jest też zmęczenie psychiczne. I ono chyba najmocniej nas wypala, truje i smuci aż do samych trzewi. Więc…w oczekiwaniu zamarły nas tysiące. Do kogo nie dzwonisz, z kim nie rozmawiasz, kogo nie spotkasz po drugiej stronie ekranu laptopa, każdy zamarzł. Tak, zamarzł, zamarł, zesztywniał, znieruchomiał jak nieboszczyk, bo znieruchomienie jest atawistycznym sposobem na lęk. Mógłby uciec, ale nie ma gdzie. Mógłby zareagować agresją, ale przecież tylko nieliczni mają ku temu okazję w jakiejś ustawce lub w przy robocie milicyjnej z pałką. Mógłby popaść w automatyzm, w mechaniczne odkurzanie dywanu, w śledzenie rysek na umytej szybie, w sprawdzanie gazu po raz setny i gaszenie niepotrzebnie świecących się żarówek. I popada. Automatyzm i stupor. Znieruchomienia i dziwaczne nawyki. Rutyna i drętwota.

Tkwimy w tym odrętwieniu, w oczekiwaniu, w niepewności, przeliczamy pieniądze na koncie, które znikają jak woda w zlewie – słychać jedynie bulgot w odpływie i nagle wir znika i odsłania jakieś odpadki, obrzydliwe resztki.
Są miejsca, które nas eksploatują fizycznie, ale dają kondycję, na przykład kraje i miasta górzyste. Nieustannie trzeba się wspinać lub schodzić hamując kolanami. Są kraje przemocowe i niestabilne. Trzeba uważać na każdym kroku. Są miejsca chłodne i nazbyt upalne. Są białe noce i zbyt krótkie dni. Są światy pełne przemocy i wylewające się na ulice miast slumsy, pełne nędzy i cierpienia. Są miejsca opresyjne i surowe w obyczaju – nie rzucisz byle gdzie gumy do żucia.

A u nas? U nas jest nieustająca martwota, zamrożenie, nerwowy tik na twarzy skrywający niepewność i ten rodzaj wstydu, którego niemal nigdzie nie spotkasz. Uśmieszek widoczny nawet pod maską. Zmęczenie miejscem, krajem, ludźmi i tym znieruchomieniem. Jak długo można wstrzymywać oddech, jak długo stać na jednej nodze, ile minut siedzieć na ceglanym murku jesienią?
Wstyd polski jak kołtun polski uciska nas w zamrożonym gniewie i lęku, w niepewności i oczekiwaniu. Na co czekamy? Na co czekamy z pokolenia na pokolenie? Z tygodnia na tydzień? Z dnia na dzień? Na co czekamy? Na co czekamy powtarzając w myślach, półszeptem do poduszki żeby nikt nie słyszał…niech już wreszcie coś się stanie…coś p…

Zapoznaj się również z naszą drugą książką wydaną w tym roku!
