Ostatnio Polska odmieniana jest przez wszystkie przypadki i jeszcze to słowo: naród – narodowi, narodowe, narodowym, z narodem, o narodzie. Tymczasem naród to pojęcia stosunkowe późne i w zasadzie niejasne.
Czym dla pańszczyźnianego chłopa był naród? Najpierw należałoby się zastanowić czym była pańszczyzna? Być może ujmując rzecz w skrócie – niewolnictwem? No więc niewolnicy weszli w dwie kolejne wojny a potem w realny socjalizm i…prawnukowie, my prawnukowie najwyraźniej tęsknimy za folwarcznym porządkiem.
Dla pańszczyźnianego chłopa i dla bezrolnej biedoty najważniejszy był folwark, w zasadzie jedyny punkt odniesienia. Trzy wsie. Własność Jaśnie Pana. Do tej, najdalej położonej – Wólki Kozieradzkiej – prawie przy samej rzece, było tak daleko, że zimą nikt tam nie chodził, bo i po co. A z Wólki do wsi położonych bliżej folwarku też mało kto, bo bieda. Las. Łąki nadrzeczne. Probostwo. Cały świat. Proboszcz – właściwie święty człowiek. Odziany w złoto, wśród kadzideł i dzwonków wzywający Boga samego w dziwnym języku. Kyrie eleison! Strach i czołem bicie.
Jaśnie Pan surowy, a jakże i jego parobkowie okrutni i ekonom srogi, rzecz jasna…ale od Jaśnie Pana wszystko zależało, wszystko. Czy się głody i chłody zimowe przeżyje, czy na ożenek zezwoli, czy dług daruje czy może nałoży nowe ciężary? Strach i czołem bicie.
Długo by tak opowiadać. Niektórzy mają się za mieszczan, za szlachtę, potomków samego, wiecie kogo, ale nie warto im wierzyć. Kłamią, bo przecież metryka w wojnę zgubiona a herb rodowy kupiony od bankruta za grosze. Przecież się nie przyznają, nie dowiedzą nawet, że pradziad był Volksdeutschem, żeby wyżyć a babka Żydówką co wiarę ukryła, żeby przeżyć a ojciec w pezetpeeerze karierę robił, żeby dzieci wykarmić.
I się tej Polski nie sklei z Kraszewskiego bajek, ani sienkiewiczowskiego pokrzepiania, ani z afektów Jasienicy, ani z wyklętych ani z błogosławionych żołnierzy. Ani z umoralniania, ani z Netflixa, ani z piętnastoletnich volkswagenów, ani z disco polo, ani z sędziów nieugiętych, ani z haseł, ani z memów. Ani z dudnienia się nie sklei, ani z tupania, ani nawet z ironii błazeńskiej, ani z pozytywistycznej pracy w piwnicznej izbie.
Bo chłop biedny, do swych lęków przywiązany, przeżyć chce a doskonale wie, że przeżyje tylko dzięki Jaśnie Panu. Nie pomoże mu jakiś rewolucjonista z miasta ani inny agitator. Tylko Jaśnie Pan, tylko on da na zimę trochę kartofli i ziarna…albo nie da. Tylko Przewielebny Pleban pochowa, poświęci, rozgrzeszy, żaden tam bezbożnik z miasta.
Strach i czołem bicie. Strach i czołem bicie. Dobre i to, że się jakoś dożyje, do wiosny dotrwa i tylko dzięki Jaśnie Panu i Przewielebnemu. Strach i czołem bicie i wdzięczność, że łaskawy pan.
Zapoznaj się również z naszą drugą książką wydaną w tym roku!