Kiedy żaba została królem wszyscy się ucieszyli. Po rządach szakali a wcześniej złośliwych makaków sądzono, że płaz spokojny i raczej wycofany, reaktywny i niekonfrontacyjny – będzie idealnym władcą.
Jakże się mylili. Żadnych decyzji, niepewność i ciągłe zadumanie. Nad czym – pytano – nasz król tak duma? Nikt nie wiedział. Myśli, zastanawia się, uśmiecha, filozofuje – być może planuje przemówienie lub rozważa wprowadzenie ustawy? Ustawy w jakiej kwestii? Król wiedział, miał plany, owszem przedsiębrał pewne zamiary, lecz w ciągu kolejnych minut, chwili ulotnych – zapominał. Nie pamiętał co, kto, gdzie, po co, kiedy? Kiedy? Ach tak. Wtedy. Wtedy?
W czasie wieców i oficjalnych spotkań król smędził, na moment zapalał się, wydawał skrzekliwy, wysoki dźwięk i znów zapadał w rodzaj katatonii.
Ożywiał się jedynie na skutek nieoczekiwanego ruchu, najczęściej wywołanego lotem owada lub liścia.
Dobrze w królestwie się działo. Spokój, cisza, pewna stagnacja, jednakże żadnych emocji ani śladu protestów. Opanowanie, bezgłos, bezruch.
Większość obywateli lubiła króla. Jednakże kraj nieoczekiwanie zżabiał. Stał się podobny do sadzawki, z której pochodził król pełnej rzęsy i szlamu, trochę cuchnącej i mętnej.
Żaby królowały wraz z królem. Potoki zmieniono w bajora a bajora w muliste kałuże i wszystko bez najmniejszego wysiłku po prostu aktywność zamarła. Nikt nie czyścił grobli, nikt nie udrażniał kanałów, nikt nie reperował śluz, nie podnosił zapór. Nikt. Nic. Nikomu. Nigdzie. Nie.
Gdzie leży żabie królestwo? Nie wiadomo. Zarosło.
_________________________________
_________________________________
Zapoznaj się również z naszą drugą książką wydaną w tym roku!