21. Zuzanna spotyka siebie samą
– No więc wymieniam te swoje mocne strony z takiej książki o mocnych stronach kobiety – stwierdziła Monika – i już zakreśliłam chyba z dziesięć. Zaraz policzę. No proszę – nawet piętnaście.
– No i co, czujesz się mocniejsza? – Zapytała Zuzanna polewając pierogi z jagodami masłem.
– Jeszcze nie. Trzeba teraz wybrać trzy najmocniejsze i podjąć decyzję.
– Decyzję? Jaką decyzję? – Zuzanna z zaciekawieniem starała się zajrzeć do książki, którą Monika trzymała przed sobą i jednocześnie nie wychlapać masła z patelni.
– No decyzję, na czym chcę budować tę swoją moc osobistą.
– I podjęłaś? – Zuzanna rozstawiła talerze.
– Ja podjęłam! – Niespodziewanie odezwała się córka Zuzanny, która ledwo co wróciła z obozu fotograficznego dla młodzieży.
– No to mów Jula. – Zachęciła ją Monika. – No dawaj!
– Moją moc będę budować – oświadczyła uroczystym tonem – na nieufności i krytycyzmie.
– Na nieufności i krytycyzmie? – Powtórzyły chórem Zuzanna i Monika.
– Tak. – Potwierdziła Jula, córka Zuzanny. – Pani instruktorka powiedziała nam, że prawdziwa fotografia to zdjęcia analogowe wywoływane na papierze. Żeby zrobić dobre zdjęcie trzeba być nieufnym i krytycznym wobec siebie samego. Trzy razy sprawdzić czas naświetlania i przysłonę zanim raz się pstryknie. Cyfrówki to gówno.
– Gówno? – Zdziwiła się Monika.
– Tak. – Jula znów kiwnęła głową. – Taki Edward Hartwig, gdy zaczynał robić zdjęcia, kiedy był młody, to brał rower, plecak i do plecaka trzy ciężkie płyty drewniane z kliszami fotograficznym oraz wielką skrzynię z aparatem i statyw. Wszystko ważyło masę kilogramów a każde ujęcie a potem zdjęcie – to być cud. Musiał być cierpliwy i trzy razy sprawdzać wszystkie ustawienia, bo miał tylko trzy klisze, trzy szanse, żeby zrobić świetne zdjęcie i żadnej nie chciał zmarnować.
– No i widzisz, dzięki ci Jula, moja wielka nauczycielko! – Westchnęła Monika. – Muszę zacząć od początku, bo w takim razie te moje mocne strony, to cyfrowe gówno.
Zapoznaj się również z naszą drugą książką wydaną w tym roku!