21. Zuzanna spotyka siebie samą
– Ludzie się teraz wyszaleją w tych upałach, w mętnej, wciąż za zimnej wodzie, rozpłyną się w tonach cukru z lodów jedzonych zachłannie, rozpuszczą w sokach niby naturalnych w kolorkach amarantowych i błękitnych i jak zwykle zapomną kremu z filtrem, więc skóra zejdzie im dwa razy a za trzecim sczernieje na dowód udanego urlopu. – Powiedział Zuzanna.
– A potem przyjdzie jesień i ukoi rozedrgane latem serca, rozkręcone upałem umysły – dodała Monika. – I ucichną ścigacze, które nocami wyją i piszczą jak wielkie komary. – Po chwili spojrzała na swoją ciotkę-nie ciotkę-pociotkę z lekkim zaskoczeniem. – Zuzanno, tworzymy niemal poezję. Całkiem poetycki tekst nam wyszedł!
– Dlatego jesienią będzie mniej przeszczepów – Zuzanna odwzajemniła spojrzenie. – Mniej dawców bezcennych organów złamie sobie kręgosłupy w wodzie skacząc na główkę po pijaku, mniej jeźdźców kamikadze rozbije głowy na motorach. Poezja musi być smutna, tragiczna – dodała. – W końcu tworzymy poezję polską. Tu musi być dramat, hiperrealizm, makabra i masakra.
– „Niech skaczą” – zawtórowała jej Monika. – Mówi pijany chirurg po cichutku do pijanej żony. Pijani musującym winem w gorącą noc na Malediwach. „Trzeba wracać” – myśli chirurg – płucoserca same się nie wszczepią.
– A gdy przyjdzie jesień i wyszumieni ludzie wrócą do domów z pustymi portfelami wtedy…– Zuzanna zawiesiła głos.
– Wtedy odnośne władze i supersystemy…– uzupełniła Monika.
– Oraz najtajniejsze z tajnych spiski poruszą raz jeszcze kołem fortuny, na którym wszystkie pola są czarne.
– A jedyna karta, która się różni, to karta głupca! – Monika rozłożyła ręce jak konferansjerka, która daje znak do podniesienia kurtyny.
– Kto będzie miał tyle szczęścia, żeby ją wylosować? – Spytała Zuzanna.
Zapoznaj się również z naszą drugą książką wydaną w tym roku!