Bywają ludzie okropni. Nie od razu jacyś psychopaci lub szubrawcy. Po prostu okropni, wstrętni, niesympatyczni.
Lecz gdy się zestarzeją stają się zwykłymi starcami. Starszy pan z bródką, starsza pani z kokiem. W przypadku emeryta, staruszka, dziadka, dziadygi to naturalne a nawet zrozumiałe, że zrzędzi, marudzi, krytykuje. Nikt się nie dziwi. Starszemu panu wolno być okropnym. W przypadku starszej pani, emerytki, babci, babki, babuni – nic dziwnego, że jest hipochondryczną jędzą, która na wszystko jest chora o czym tylko usłyszała w telewizji i od sąsiadek. Starsza pani obawia się jeszcze większej ilości rzeczy i spraw.
Zrzędliwemu starcowi wolno więcej. Uznajemy w pewien sposób, że to naturalne być upierdliwym i zrzędliwym – pomyślała Zuzanna. – Oczywiście nasz polski świat wykasował osoby starsze. Nie ma ich w przestrzeni publicznej. To znaczy jest ich pełno, ale się nie liczą. Wesołych emerytów, radosnych staruszków policzysz na palcach jednej ręki. W dodatku wszelkie akademie trzeciego wieku i kluby są zamknięte na amen i nawet kościoły – codzienne, rytualne wsparcie dla tysięcy osób sześćdziesiąt plus.
W dodatku te wszystkie okropne powiedzonka potwornie człowieka dołują, że Panu Bogu nie udała się starość, że po pięćdziesiątce jak cię nic rano nie boli to znaczy, że nie żyjesz, że staruszka stać na więcej, bo już nie wydaje na viagrę albo – wypijmy, żeby nam się tarczyca nie zrosła z prostatą albo żeby nam obwisłe cycki nie przeszkadzały w zmywaniu naczyń. Okropne.
Dlatego będę jak ciocia Rozalia. Nie jak moja matka – jakby nie było młodsza siostra cioci Rozy – pomyślała Zuzanna. – Matka ciągle w pretensjach, obwiniająca świat i ludzi za swój los. Z linią ust zamrożoną w wiecznym skrzywieniu. Z jednej strony natrętna i natarczywa w nieustannym oczekiwaniu, że ktoś naprawi świat wokół niej a z drugiej nieufna wobec ludzi, oceniająca i krytyczna na milion sposobów. Chleb niedobry, polityk głupi, urząd pełen idiotów, pani na poczcie kretynka, dziennikarze głupi, celebryci zarozumiali, nawet wikary coś bełkocze w czasie mszy.
Kurczę, mam to po niej – pomyślała. – O kurde, moja matka to wampir! – Zuzanna odkryła z zaskoczeniem. – Potrafi przez 15 minut rozmowy wyssać z człowieka całą energię. Dlaczego mu tego nie powiedziałaś, gdy odchodził, że zawsze był dupkiem? (O Zygmuncie, moim mężu) A co z dziećmi? Czy zdajesz sobie sprawę jaki jest los samotnej matki? A czy wiesz, że dzieci będą wyśmiewane, że nie mają ojca w domu? (O dzieciach i rozwodzie) A co z pieniędzmi? (O pracy i zarobkach i alimentach) A co ze wspólnym majtkiem? (O mieszkaniu) Co z waszymi inwestycjami? (O kilku akcjach i działce nad rzeką) A co z tym a co z tamtym?
Niby te pytania to przejaw troski, ale po chwili wyłania się zza nich obraz, który matka w pewnej chwili ujawnia wprost i wyłuszcza następująco: „Zawsze byłaś trudnym, dziwnym dzieckiem. Wiedziałam, że nikt cię nie zechce i że małżeństwo ci się nie ułoży. Nie doceniałaś Zygmunta i teraz masz za swoje. A właściwie on odszedł, czy ty go wyrzuciłaś? Bo jeśli go wyrzuciłaś to jesteś głupsza niż myślałam, bo Zygmunt…” I tak w kółko. W jednej rozmowie ze trzy razy.
Chcę być jak ciocia Rozalia. W jej domu pachnie drożdżowym ciastem i konfiturą wiśniową a u matki kurzem, stęchlizną i niedopranymi ręcznikami. Ciotka zawsze uśmiecha się na dzień dobry a matka krzywi. Ciotka zawsze jest pięknie ubrana i uczesana a matka w rozwleczonych dresach może chodzić cały dzień i w końcu idzie w nich spać. Ciotka zawsze chętnie coś wspólnie gotuje, próbuje nowych potraw i smaków. Odżywia się zdrowo i lekko a matka może w kółko jeść to samo – herbatniki, krówki i bułki z kiełbasą. Wszystko to popija gazowanym napojem z cukrem i oczywiście nic do niej nie dociera. Do tego hektolitry kawki a potem „umiera” na wątrobę, serce i nadciśnienie. Ciotka ma psa, dwa koty i mnóstwo kwiatów a matka jedną, słownie jedną palmę, której nienawidzi, bo jej coś zasłania, dlatego nieustannie ją przycina, ale żal jej wyrzucić palmę, bo to prezent był. Ciotka zawsze słucha. Nigdy niczego nie doradza, nie ocenia, nie sugeruje a matka nie może wytrzymać minuty, żeby nie zrobić wrzutki w stylu „to głupie, co mówisz”. Ciotka zawsze wspiera a matka wywołuje poczucie winy i ocenia.
Moja matka jest wampirem – pomyślała Zuzanna a w zasadzie powtórzyła w myślach myśl, którą już wcześniej pomyślała. – A ciotka Rozalia starsza od niej o pięć lat jest aniołem. Jak to możliwe? Dwie dziewczyny. Ci sami rodzice. Ten sam dom. I są tak różne. Chcę być jak ciotka Rozalia. Teraz i na wieki wieków i na starość, bo nie chcę być stara jak moja matka, ale młoda i pogodna jak ciotka Roza.
Zapoznaj się również z naszą drugą książką wydaną w tym roku!