Mały skrzat, rzeczywiście wyjątkowo niewielki jak na skrzata, zeskoczył z parapetu i wszedł do obszernej kuchni.
– Jak tu wlazłeś? – Spytał stary mistrz.
– Normalnie, przez lufcik w oknie.
– Czego chcesz? – Mistrz rzucił opryskliwie nie odwracając wzroku od zupy, którą mieszał w kociołku.
– Nic, tak sobie przyszłem. – Skrzat rozsiadł się na stole. Oparł plecy o słój z miodem, zdjął buty i zaczął trzepać skarpety.
– Nie mówi się przyszłem, tylko przyszedłem. Po za tym ty nigdy nie przychodzisz „tak sobie”. Czego chcesz? – Burknął mistrz.
– Taki młody, chodzi po lesie, pokazuje dyplomy, zaświadczenia, certyfikaty, w tym międzynarodowe i mówi, że tylko on zna się na prawdziwej magii. – Skrzat przewrócił skarpetę na lewą stronę i wciągnął ją na stopę.
– Czego chcesz? – Powtórzył stary mistrz.
– Mówi też, że prawdziwa magia to: trach w łeb, siup, walnąć, trzasnąć, bęc. Mówi, że trzeba dy re kty wnie. Znaczy się trach, w łeb delikwenta, łup.
– Czego chcesz? – Mistrz przerwał mieszanie zupy i podparł się pod boki.
– Mówi też, ten młody, że starsi, to już nie umią czarować – skrzat kontynuował – tylko lelum polelum, flaki z olejem…
Lecz zanim skończył oberwał szmatą, łyżką i kawałkiem cebuli.
– Chcesz dyrektywności? – Mistrz zamachnął się. – A masz! Powiedz temu młodemu, że starsi też potrafią być dyrektywni wobec natrętów, zarozumialców i głupków.
______________________
Zapoznaj się również z naszą drugą książką wydaną w tym roku!