– Mówi się permamentny czy pernamenty? – Spytał oblizując łapę po czymś smakowitym, co przed chwilą skonsumował.
– Eee, chyba nie per ma men tny. Raczej pernamętny się mówi. – Odpowiedział jego kumpel, niemniejszy łobuz niż ten rudzielec.
– Mętny? Mętny raczej też nie. Mętny znaczy taki jakiś zmieszany, rzekłbym nawet psi albo spsiały. Pernamętny oznaczałoby wówczas, że nieustannie dogadujesz się z psami a chyba nie o to chodzi.
– No właśnie a o co ci chodzi z tym parmamentnym czymś, czy coś… – Spytał ten drugi, czarno-biały.
– Kobieta, a nawet rzec by można pewna miła pani, która u mnie wynajmuje spory a nawet za duży kawałek domu, ach ci ludzie, oni się tak potrafią narzucać jakby byli u siebie na moim terytorium – westchnął i ziewną i omal nie zasnął, ale przecknąwszy się kontynuował. – W każdym razie ona, ta pani, jest kimś w rodzaju weterynarza dla ludzi albo weterynarzo-fryzjera. Ciągle ktoś do niej przychodzi, udostępniam jej parter – ziewnął. – No i ona robi taki, no właściwie nie wiem…
– Trudno się z tobą rozmawia – czarno-biały wykonał piruet w poszukiwaniu drugiego, najbardziej nasłonecznionego miejsca na małym daszku, na którym obaj przycupnęli. – W końcu powiesz co robi z ludźmi ta miła pani weterynarz dla ludzi? Coś niebezpiecznego?
– No, ona właśnie robi ten permamentny makijaż, bo widzisz ludzie a w zasadzie same ludzkie kobiety się makijażują.
– Makijażują? – Zdziwił się.
– Albo makijażowują, no też nie wiem jak to się mówi, bo mówią raz tak, raz siak i niewyraźnie. Owszem całymi godzinami trzeba im dłubać przy pazurach i przy sierści. Dłubie im też przy oczach. Może to skutek kociego kataru w dzieciństwie? No w każdym razie ona im dłubie i robi też coś perma mętnie.
– Pernamętnie – czarno-biały poprawił rudego.
– No mówię przecież. Miła pani jest bardzo cierpliwa i niesłychanie dokładna do tego stopnia, że te ludzkie kocice nie piszczą nawet i nie wyrywają się gdy ona im coś dłubie i skubie. W każdym razie parę razy słyszałem jak proponowała niektórym, że zrobi im coś perma…no sam wiesz…mętnie i trochę się jednak boję, że może chodzić o psy albo co gorsza o coś gorszego, jeszcze bardziej mętnego niż kundle.
– No to trzeba sprawdzić – rzekł biało-czarny i kliknął pazurem w smartfon żeby znaleźć adekwatną odpowiedź. Niestety asystent Google miał problemy z rozpoznawaniem jego miauknięć, więc musiał to robić tradycyjnie paluchem, ze specjalnie w tym celu skróconym pazurem.
– Nie ma „parmamętnie”, ani „parnamentnie”, ani „permamentnie” – orzekł znów przebudzając z drzemki rudego. – Jest za to „permisywnie” a to oznacza bezgraniczną tolerancję wobec zachowań innych osób. Znalazłem też „permutację”, czyli przekształcenie czegoś w coś albo w samego siebie. No i mam trzecie: „permakultura”, czyli coś o nas, bo to jest życie w zgodzie z otoczeniem. Oznacza: cieszyć się wiosną, trawą, żyć w zgodzie z naturą i w ogóle jak my, czyli luzik w zgodzie z otoczeniem.
– No to już wiem – rudy uchylił przymrużone oczy. – Ta miła pani, która mieszka na moim terenie, jest miła dla swoich kocic, bo jest permi…
– Sywna – uzupełnił ten drugi.
– No właśnie. Jest permisywna, czyli dobra dla ludzi, opiekuńcza i w ogóle i jest też w permakulturze, bo lubi to co robi i ma do tej ludzkiej weterynarii smykałkę, ale brakuje jej tego trzeciego.
– Trzeciego? – Zastanowił się czarno-biały.
– No tej permu, peru, petru…no tej…
– Acha, chodzi ci o permutację!
– No właśnie! Brakuje jej permutacji, czyli nie potrafi się dla siebie sobie samej przekształcić tak żeby być dla siebie, choćby jak my. My potrafimy być dla siebie. I dla tego choć jest permisywna w permakulturze to jednak parmamętnie nie ma permutacji.
– Mam! – Ucieszył się biało-czarny ciągle zajęty smartfonem. – Się mówi „permanentnie”. Per ma nen tnie – powtórzył – Permanentny oznacza: trwały, ustawiczny, ciągły a nawet, trwający nieprzerwanie.
– A no widzisz! Już rozumiem. Miła pani, która mieszka i pracuje na moim terytorium, jest ustawicznie, czyli permanentnie permisywna wobec tych swoich kocic, ale też jest permanentnie w braku permutacji wobec siebie, więc o siebie samą zbyt mało dba, ona.
– I co poradzisz? – Tym razem biało-czarny ziewnął. – Co poradzisz, jak nic nie poradzisz? Z ludźmi już tak jest. Uciekają od siebie, zamiast ze sobą być.
– Może się od nas nauczy permanentnej permutacji, żeby w sobie dla siebie być bardziej. – Rudy też ziewnął i obaj zasnęli w promieniach wiosennego słońca. W krótkiej przerwie pomiędzy opadami deszczu grzały przecież cieplutkie promienie.
Zapoznaj się również z naszą drugą książką wydaną w tym roku!