Do wioski położonej wysoko w górach forsownym marszem dotarł pewien człowiek. Według dwóch szerpów, którzy przyprowadzili go do tego miejsca, pochodził z Europy. Był młody ale silny i wytrwały. Wioska okazała się dla wędrowcy tylko przystankiem. Zmierzał bowiem do małej pustelni, w której od niepamiętnych lat mieszkał samotny mnich, który zwał się Ngasang Puncok, co przetłumaczone na języki europejskie oznaczało Wspaniałego Władcę Mowy. Drewniany dom mnicha znajdował się na skalnym uskoku jakieś osiemset metrów nad wioską. Wiodła do niego stroma droga, miejscami niemal pionowa ściana możliwa do pokonania, dzięki wytrwałości, dobrej technice oraz sile mięśni, z oparciem nielicznych łańcuchów.
Pomimo nadchodzącej burzy młody przybysz uparł się, że jeszcze tego samego dnia wyruszy do samotni mnicha. Początkowo szło mu dobrze, aż do pierwszych grzmotów. Z wioski był bardzo dobry widok na niemal pionowe ściany, po których należało się wdrapać. Mieszkańcy, znający doskonale tutejsze góry, zawieruchy i siłę piorunów, upały i susze, mrozy i watry przypatrywali się z zaciekawieniem poczynaniom wędrowca. Gdy zerwał się silny, boczny wiatr nie był w stanie postąpić nawet kroku. Przez jakiś czas wisiał uczepiony łańcucha a potem w strugach deszczu zawrócił. Zejście zajęło mu więcej czasu niż podejście. Był wykończony ale gościnni ludzie nie poskąpili mu jedzenia ani picia, ani radosnych pieśni w akompaniamencie deszczu, ani wygodnego siennika porządnie upchanego słomą.
Skąd wiedział o mnichu Ngasang Puncoku, pytano? Rozsławił go w kraju, z którego przybysz pochodził, pewien obieżyświat, wędrowiec i włóczykij, który przypadkiem trafił do wioski i pozostał na wiele miesięcy na naukach u mnicha. Rozsławił – to z resztą były za mocne słowa. Obieżyświat napisał książkę, niezbyt poczytną ale jednak wydaną w porządnej okładce z fotografiami. Książka trafiła do młodego wędrowcy a ten, poszukiwał akurat…no właśnie czego? Na to pytanie nie umiał odpowiedzieć ludziom ze wsi. Po przeczytaniu książki młody wędrowiec po prostu zapragnął poznać mnicha i jak tamten włóczykij, odbyć nauki. Najstarsi ludzie we wiosce pamiętali młodego blondyna o stwardniałej skórze i ogorzałej twarzy, który przez wiele miesięcy praktykował u Ngasang Puncoka.
Wcześnie rano, tuż po świcie, młody podróżnik o imieniu Dorian, ponownie wyruszył do domku mnicha. Matka nadała mu to szczególne imię być może aby przestrzec go przed błędami powieściowego Doriana Greya a być może tylko dlatego, że spodobało się jej wdzięczne brzmienie a może kojarzyło się z samochodem DeLorean z kultowego filmu a może po prostu, była naiwną nastolatką, która chciała swemu synowi u progu życia, oprócz życia samego, dać coś wyjątkowego?
W każdym razie Dorian piął się żwawo w górę aż do chwili, gdy ostre słońce niemal prostopadle padające o tej porze roku na skałę, po której się wspinał, nie zaczęło dosłownie smażyć jego kurtki. Wdrapywał się jeszcze kilka metrów ale z każdym krokiem było gorzej. W końcu zawrócił. Półprzytomny dotarł do wioski.
Podejmował próby sześciokrotnie. Albo wiatr albo deszcz albo skwar lub nagły przenikliwy chłód a w końcu zmęczenie i zniechęcenie uniemożliwiało mu dotarcie do pustelni mnicha. Wreszcie, trzeciego dnia, szerpowie, którzy przyprowadzili Doriana do wioski, zaproponowali, za dodatkową, sowitą opłatą, wprowadzić podróżnika na ustęp skalny, na którym znajdował się dom mnich.
Gdy byli już w połowie forsownej wspinaczki jeden z szerpów, ten który od dołu asekurował podróżnika, spytał:
– Dorianie a właściwie po co tam idziesz?
– Jak to po co? – Zdziwił podróżnik. – Chcę poznać mnicha Ngasang Puncoka, chcę go prosić aby dał mi nauki, chcę nauczyć się dobrze żyć, właściwie wybierać.
– Ale mnicha tam nie ma. – Odpowiedział szerpa.
– Jak to nie ma? – Dorian przytrzymał się łańcucha, gdyż o mało nie upadł na wąską ścieżkę.
– Wszyscy we wiosce dziwili się dlaczego próbujesz wdrapać się do domu mnicha pod jego nieobecność. Wyjechał do Indii na wielkie święto Kagju Mynlam w Bodhi Gaya, tam gdzie Budda doznał przebudzenia.
– Dlaczego nic mi nie powiedzieliście? – Rzekł Dorian z wyrzutem niemal płacząc ze wściekłości.
– Dlaczego nas nie spytałeś? – Odpowiedział szerpa.
– Dlaczego wcześniej nie wyjawiłeś nam celu podróży? – Powiedział drugi szerpa.
Dorian odezwał się dopiero po długiej chwili:
– No cóż, to pierwsze lekcja jakiej udzielił mi mnich. Sprowadźcie mnie, proszę do wioski.
Zapoznaj się również z naszą drugą książką wydaną w tym roku!