Janusz i kot
***
– Skąd się bierze nasza obojętność? – Janusz trzepnął dłonią w ekran telewizora jakby zamierzał go rozbić.
Kot Ludwik zeskoczył z kredensu, obszedł telewizor dookoła i ułożył się na jego szczycie, a był to stary telewizor obudowany jak szafka nocna i gorący od pradawnej elektroniki. Chwilę się wiercił, po czym rzekł:
– Z nieufności. Niby dlaczego mielibyśmy zaufać, myślą ludzie, zwłaszcza obcym, którzy mówią nam, że jesteśmy gorsi? Od pradziada, od praprababki pańszczyźnianej czujemy się gorsi a ten stan wdrukowuje się w nasze neurony i odzywa nieufnością, niedowierzaniem, podejrzliwością, wątpliwościami.
– Neurony? – Spytał Janusz.
– Ufamy tylko tym, myślą ludzie, którzy są tacy jak my. Żadnym tam w okularkach profesorkom i paniusiom pyskatym. Jeśli w tamtych rozpoznajemy naszych, to nasi są swoi a swoi to my. – Rzekł kot. – To i tak cud, Janusz, że ludzie teraz są obojętni. Dawniej entuzjastycznie mordowali obcych a najlepszą rozrywką był stos na rynku i krzyki płonących żywcem. Wiesz skąd brał się ten entuzjazm i ta radość zwykłych ludzi, którzy mordowali innych zwykłych ludzi żelaznymi prętami na ulicach naszych miast?
– Z głupoty? – Zastanowił się Janusz.
– Z poniżenia. Poniżenie innych leczy własne poniżenia. Na krótko, ale potrafił zdławić noszoną latami pogardę. Pogarda doznawana od innych w końcu staje się pogardą dla samego siebie. – Rzekł kot i jak zwykle, niemal w połowie zdania, zniknął, gdzieś na strychu, zostawiwszy Janusza samego. Samego z tym wszystkim, z tym cholernym wszystkim, tej jesieni.
Zapoznaj się również z naszą drugą książką wydaną w tym roku!