Janusz i kot
***
– No ile ja jeszcze pożyję, kocie? Dziesięć, piętnaście lat? Jeśli mnie wcześniej jaki wylew albo inny anc chajmer nie dorwie. A jak dorwie, to mnie synowie do jakiejś umieralni wyrzucą ani im powieka drgnie. – Janusz zamyślił się.
– No i co z tego? – Odrzekł kot Ludwik dość obcesowo jak na wyznanie Janusza.
– A no to z tego, że niewiele już potrzebuję, ale trochę się obawiam, żeby mnie coś nie siekło zimą albo wiosną i żebym jakimś warzywem na wózku nie został. – Odparł Janusz.
– No i? – Kot zamienił się w jakiegoś terapeutę od siedmiu boleści z tym swoim „no i…”
– A no, tyle w tym dobrego, że większość ludzi, którzy mieli na mnie zły wpływ i albo mi szkodzili albo rzucali kłody pod nogi a to okradali, to znów wyśmiewali, że większość z nich gryzie już piasek. Ale, niestety i ci dobrzy umarli. Sam jestem a to ma swoje dobre i złe strony, kocie.
– Jakby co, to masz mnie – oparł kot prężąc ogon.
– Bez urazy, Ludwiku, ale jakbym synom, albo co nie daj boże synowym, powiedział, że za przyjaciela mam kota, z którym w dodatku ucinam sobie pogaduszki, to nie czekaliby na tego anc chajmera, tylko od razy w kaftan i do karetki.
– No to po pierwsze im nie mów, za nic, nigdy, przenigdy a po drugie kup sobie wreszcie te nożyce elektryczne do żywopłotu, o których od dawna myślisz, tylko porządne kup, nie jakieś byleco. I przy okazji przytniesz krzaki u pani Onufrowicz.
– U Onufrowicz czym innym trzeba przyciąć, kosa by się przydała, mechaniczna.
– To kup i kosę, stary draniu. – Rzekł kot. – Nie oszczędzaj na jakieś „święty nigdy”. Koś, piłuj, baw się, żyj i pogadaj z panią Onufrowicz o tej szklance wody, co ci nikt jej na starość nie poda. – Zaśmiał się kot.
– O czym? – Zdziwił się Janusz.
– O tym, że we dwoje łatwiej, ćwoku otumaniony. – Rzekł kot.
Zapoznaj się również z naszą drugą książką wydaną w tym roku!